Zakończenie roku szkolnego. Niby
każdy uczeń powinien się cieszyć z wakacji, ale nie w 6 klasie.
To dziś rozejdziemy się- każdy w swoim kierunku. Oczywiście są
tacy, którzy do gimnazjum wstępują grupowo, po 4-5 osób, ale to
tylko garstka z 27 uczniów. Nie będzie już tej samej atmosfery,
kolegów i koleżanek z ławek, nauczycielek, do których już
przyzwyczailiśmy się, jędz (szatniarek), z którymi codziennie
prowadziliśmy dyskusje na temat tego, jacy to my wolni i, że zawsze
wychodzimy ostatni, no i szkoły, której każdą salę znaliśmy na
pamięć i mogliśmy do nich trafić nawet na ślepo. Dziś to
wszystko się kończy.
Postacie ubrane na galowo, wśród
nich i ja zmierzały właśnie na salę gimnastyczną, gdzie miał
się odbyć uroczysty apel. Zająłem miejsce w ławce przeznaczonej
dla mojej klasy- 6B i zacząłem gawędzić z moim najlepszym
przyjacielem. Kiedy dyrektorka wydała komendę „baczność”,
wszyscy wstali i wyprostowani patrzyli jak delegacja 6 klas
przekazuje sztandar szkoły 5 klasom, następnie odśpiewawszy
kawałek hymnu ponownie usiedliśmy. Zaczęły się przemówienia,
podsumowania, nagrody, a na samym końcu „część artystyczna”-
jak to nazwała dyrektor. Chyba mało kogo interesowało to, co się
działo na środku, ok, nie licząc rodziców i nauczycieli. Oni
wręcz z zapartym tchem śledzili każde słowo oraz gest aktorów. W
końcu ich dzieci udzielają się. My- uczniowie, po ciuchu
rozmawialiśmy i sprawialiśmy uczucie zainteresowanych.
-Brawo! Tym oto radosnym akcentem
zakończmy apel. Zapraszam uczniów wraz z ich wychowawcami oraz
rodzicami do klas.- ponownie przemówiła dyrektorka, a my
błyskawicznie wypełniliśmy jej polecenie.
Po chwili znajdowaliśmy się przed
(jeszcze) naszą salą numer 16. Była najpiękniejsza i mająca taką
miłą atmosferę klasa od przyrody. I tak nie tylko brzmiało nasze
zdanie, wszyscy lubili tutaj przebywać i uczyć się. Ściany do
pewnej wysokości pokryte były zieloną farbą, a dalej białą.
Wchodziło się do niej od strony ostatniego rzędu, a od razu po
lewej witały nas żółwie- Freedy i Berty oraz pyton królewski-
Carly. Obok nich mieścił się regał z atlasami, mapami, książkami
przyrodniczymi i tego typu rzeczami. Za to po prawej stały (jak w
każdej klasie) trzy rzędy ławek: pod oknem, środkowy i pod
ścianą. Na samym końcu tego ostatniego stało biurko nauczycielki,
a za nim biała plansza służąca do prezentacji, akwarium z rybkami
oraz tablica. Do tej klasy podlegał jeszcze schowek. Wiele zadbanych
roślin zdobiło parapety, co dawało miły klimat. Cała nasza klasa
regularnie karmiła zwierzęta oraz pielęgnowała kwiaty. Tylko to
nas uciszało, gdyż mieliśmy miano „najbardziej rozgadanej
klasy”. Kiedy zajęliśmy nasze stałe miejsca głos zabrała pani
Shitsune.
-Moi kochani, to ostatni dzień, kiedy
widzimy się tym komplecie. Dziękuje wam za wszystkie dni spędzone
razem, za te dobre i te złe. Będzie mi was naprawdę brakować,
ponieważ, myślę, że powstała między nami jakaś więź, a teraz
niestety trzeba będzie ją przerwać. Nie byliście łatwą klasą,-
zaśmiała się.- ale chyba, jakoś dawaliśmy sobie radę, prawda?-
zapytała, a wszyscy przytaknęli.- No, tak więc, bez dalszych
wstępów rozdam wasze świadectwa. Zacznę od tych z czerwonym
paskiem.
Kobieta zaczęła alfabetycznie
wyczytywać uczniów, którzy otrzymali najlepsze średnie na koniec
roku, czyli powyżej 4,8.
-Hiroki Kanoro.- padło moje imię i
nazwisko, podszedłem do wychowawczyni aby odebrać świadectwo.-
Gratuluję Hiroki.- uśmiechnęła się i podała mi dłoń, a ja ją
uścisnąłem i z powrotem wróciłem na swoje miejsce. Zacząłem
przeglądać swoje oceny- same 5. Wow, nieźle.
Kiedy wszystkie świadectwa zostały
rozdane, nagle drzwi delikatnie uchyliła jakaś kobieta- chyba
czyjaś mama i po cichu zawołała dwie dziewczynki. Szybciutko
podbiegły i odebrały wielki bukiet kwiatów. Podeszły do pani
Shitsune i wręczyły jej prezent, za trud i wysiłek jaki włożyła
w nasze wychowanie. Padło jeszcze kilka zdań i mogliśmy opuścić
naszą klasę. Już miałem zejść po schodach, gdy ktoś chwycił
mnie za ramię. Gwałtownie odwróciłem się i zobaczyłem mojego
najlepszego przyjaciela.
-Hiroki, weź to.- chłopak chwycił
moją dłoń i położył na niej srebrną tabliczkę z naszymi
imionami oraz podpisem „Friends Forever”.- Niech ci przypomina o
tych czasach spędzonych razem.- uśmiechną się, ale w jego
źrenicach widać było smutek, zresztą jak i w moich.
Mocno ścisnąłem tabliczkę, a z oczu
powoli spływały kolejne krople łez. On widząc to przytulił mnie
mocno i gładził uspokajająco po włosach. Ja nie chcę się
rozstawać. Spędziłem z nim całe moje życie, czyli 13lat, a teraz
nie dość, że opuszczam tę szkolę, to jeszcze przeprowadzam się
z rodzicami do innego miasta.
-Spokojnie. Przecież, nie rozstajemy
się na zawsze, prawda?- delikatnie puścił mnie i wyciągnął mały
palec prawej ręki.
-To, obiecaj mi, że się kiedyś
spotkamy.- odwzajemniłem gest i spletliśmy nasze palce na znak
obietnicy. Może to dziecinne, ale tych przypieczętowanych małym
palcem nie łamie się, bo pozostają w sercu każdego.
A lata lecą...
„A niech tę komunikację miejską
szlag trafi!”- pomyślałem biegnąc i przepychając się między
przechodniami. Podciągnąłem lekko długi rękaw swetra i
spojrzałem na tarczę zegarka. 17.00- No pięknie! Spóźnię się
już pierwszego dnia zajęć! Przyśpieszyłem, zmieniając szybki
bieg w prawdziwy sprint i zniknąłem w tłumie ludzi.
Cały zmachany pchnąłem ciężkie,
rzeźbione drzwi, a raczej wrota szkoły.
-Dzień dobry.- uprzejmie przywitała
mnie recepcjonistka. W pośpiechu tylko skinąłem głową grzecznie
ściągając przy tym kapelusz z głowy i pognałem w stronę sali
numer 20. Zwinnie przeskakiwałem po dwa stopnie, aż w końcu
znalazłem się pod tą 20. Z wielkim impetem wpadłem na salę
gimnastyczną. Wszyscy uczniowie, wraz z instruktorką spojrzeli w
moją stronę.
-Przepraszam za...- zacząłem
przepraszać niestety przerwała mi to młoda kobieta.
-Spóźniony, a teraz leć się tam
przebrać.- wskazała na szatnię, a ja posłusznie wykonałem jej
polecenie.
Rzuciłem gdzieś moją czarną torbę,
chwyciłem za zamek, przy którym zawieszona była ta tabliczka z 6
klasy. Nie wierzę, że przez 10 lat jej nie zgubiłem, co było
bardzo do mnie podobne. Wyciągnąłem buty, bokserkę oraz spodnie i
przebrałem się w nie. Po minucie byłem gotowy. Wszyscy na mnie
czekali.
-No, to teraz krótka rozgrzewka i
dobiorę was w pary.- powiedziała instruktorka.... jak ona miała na
imię? Aha, Mio. Kazała do sobie mówić po imieniu, ponieważ,
cytuję: „jesteśmy w podobnym wieku, więc bez sensu jest mówienie
na pani”. Dziewczyna miała delikatne rysu okrągłej twarzy.
Duże, ciemnozielone oczy ozdobione dookoła długimi rzęsami, a tuż
pod różowymi ustami widniała mała srebrna kuleczka. Kruczoczarne
kosmyki związane w dwie kitki sięgały jej do łopatek, a prosta
grzywka zasłaniała czoło. Była drobna, ale wysoka bo sięgała mi
gdzieś do oczu, a ja mierzyłem coś koło 180cm. Miała na sobie
trochę za duży biały t-shirt z różowym napisem „Cute” i
czarne, przylegające leginsy podkreślające jej zgrabne, długie
nogi. Ach... chyba się zakochałem. Dziewczyna włączyła muzykę,
a każdy zaczął się rozciągać oraz rozgrzewać. Co chwilę
patrzyłem w stronę Mio na co ona posyłała mi uśmiech oraz różowe
wypieki na policzkach, wtedy szybko spoglądała w inną stronę.
Oczywiście cały czas obserwowała nasze umiejętności. Nie powiem
parę razy się przed nią popisałem. Po 30 minutach wyłączyła
muzykę i kazała nam ustawić się w szeregu. Klasnęła w dłonie i
zatarła je po czym zaczęła dobierać.
Kolejne pary odchodziły na bok. W
końcu została ostatnia, ciałkiem niezła partnerka.
-Ok i Kyoko będzie z....- Mio
rozejrzała się.- z Kuroku.- Co?! A ten skąd się tu wziął?!
Zosta... Nie, nie mówcie, że..- A Hiroki będzie z Isao.-
uśmiechnęła się, a inne pary zaczęły chichotać.
Facet. Mam tańczyć z facetem. Nie,
t-to jakieś żarty.
-Dobrze, skoro pary już są ustalone,
zatańczymy sobie walca wiedeńskiego.- zarządziła i ponownie
podeszła do wielkiego sprzętu grającego puszczając odpowiedni
utwór.
-Mio, a my jak mamy tańczyć?-
zapytałem przepychając się przez wirujące już pary.
-Jesteście zaawansowanymi tancerzami,
na pewno coś wymyślicie.- wyszczerzyła się. Podejrzewam ją o
bycie yaoistką, bo inaczej nie miałaby takiego zacieszu na twarzy!
-Ale...- próbowałem coś powiedzieć.
-Żadnego ale! Na parkiet, ale to już!-
rozkazała mi jak małemu dziecku. Niechętnie i z naburmuszoną miną
wróciłem do swojego partnera. Chłopak uważnie przyglądał mi się
z zamyślona miną.
-Co się tak gapisz?- warknąłem.
-To ty będziesz dziewczyną.- obwieści
nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
-No chyba sobie żartujesz!- oburzyłem
się.
-Spokój tam!- uciszyła mnie Mio.
-Dobra, później się na mnie
powściekasz. Lepiej tańczmy.- Chłopak położył swoją lewą rękę
na moim biodrze, a drugą złapał moją. Nieśmiało położyłem
swoją prawą na jego barku i dołączyliśmy do innych par wspólnie
krążąc po sali.
Nie do końca wiedziałem co mam robić,
gdyż nie uczyłem się kroków partnerki, tylko swoich. Zdałem się
na improwizację, lecz co jakiś czas próbowałem przejąć
prowadzenie, niestety na marne. Musiałem wczuć się w muzykę i
trochę podpatrywać dziewczyny aby następnie powtórzyć ich kroki.
Gdy melodia ucichła Mio podeszła do mnie i poklepała po plecach.
-I co, aż tak źle chyba nie było?-
znowu ten zaciesz.
W odpowiedzi otrzymała mordercze
spojrzenie. W ciszy, nadal z uśmiechem odeszła. Jakby ta cała
sytuacja nie miała miejsca.
Następnym tańcem, było pasodoble.
Tutaj można było się wykazać. Już po pierwszym uderzeniu muzyki
zacząłem krążyć wokół Isaa i mierzyć go wzrokiem niczym
prawdziwy matador. Pewnie ścisnęliśmy nasze prawe dłonie i
rozpoczęło się przedstawienie. W tym tańcu kobieta jest niczym
byk, a mężczyzna musi ją poskromić, walczyć z nią. A, że
akurat nie mam partnerki- tylko partnera musiało być dwóch
„matadorów”. O tak... będzie walka, bo ja nie mam zamiaru mu
ulegać! Tym razem obydwoje ułożyliśmy swoje dłonie na barkach,
aby pokazać, że jesteśmy równie męscy. W ciągu tańca każdy z
nas chciał dominować i postawić na swoim. W pewnym momencie
styknęliśmy się naszymi czołami i z odpowiednio ułożonymi
rękoma powoli krążyliśmy jednocześnie patrząc sobie stanowczo w
oczy. Gra aktorska była tutaj bardzo ważna, gdyż przekazywała
emocje jakie zawarte są w tańcu. Byliśmy tak pochłonięci, że
nie zorientowaliśmy się kiedy inne pary odeszły na bok i oglądały
nasz spektakl. Na ostatni mocny akcent muzyki odwróciliśmy się od
siebie plecami i powoli odeszliśmy w innym kierunku. Zostaliśmy
nagrodzeni głośnymi brawami. Dopiero teraz odwróciliśmy wzrok na
innych tancerzy, ponieważ przez ostatnie 5 minut patrzeliśmy tylko
na siebie
Następnie nauczyliśmy się nowych
kroków, technik. Ćwiczyliśmy dzielnie, choć byliśmy wycieńczeni.
Mio widząc to zrobiła nam 10 minut przerwy. Każdy z uśmiechem na
ustach powędrował do szatni. Gdy tylko tam doczłapaliśmy wręcz
rzuciliśmy się na własne napoje. Ja ze swojej torby wyciągnąłem
niegazowaną wodę i łapczywie zacząłem ją pić. Po chwili
podszedł do mnie mój partner i przyglądał mi się jak odpoczywam.
Zignorowałem go i odłożyłem butelkę z napojem z powrotem do
torby szczelnie ją zapinając.
-Ej, co to jest?- złapał za srebrna
tabliczkę przy zamku.
-Brelok.- rzuciłem obojętnie, prawie
każdy ma przy zamku jakąś przywieszkę. Nie wiem co go to tak
zdziwiło.
-”Hiroki i Isao- Friends Forever”-
przeczytał wygrawerowany napis.
-Mój najlepszy przyjaciel z
dzieciństwa.- odrzekłem słabo.
-Jak miał na nazwisko?- zaciekawił
się.
-A, co cie to?- lekko podirytowałem
się.
-Po prostu powiedz.
-Tsuzuku.- odrzekłem cicho.-
Obiecał...
-Że kiedyś się spotkamy.-
dokończył.- Idioto, to ja!- zawołał uradowany.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
„Jak ja nie mogłem go poznać?!”- skarciłem się w myślach.
Chłopak widząc moją minę przytulił mnie do siebie i zaczągładzic
mnie po włosach. Tak, to on. Ten sam co z podstawówki. Oczywiści
10 lat robi swoje. Ale wciąż miał te piękne rysy twarzy- takie
męskie, dłuższe czarne włosy delikatnie nastroszone, teraz lekko
posklejane od potu oraz idealnie niebieskie oczy. „Co ja myślę...
Hiroki, opanuj się! To twój najlepszy przyjaciel.”
-Po tylu latach...- w końcu coś z
siebie wykrztusiłem i wyślizgnąłem się z jego objęć. Czego
nie chciałem robić, było mi tak dobrze, ale nie zapominajmy, że
wciąż jesteśmy w szatni....- A tak w ogóle co ty robisz w Tokio?
-Przeprowadziłem się tu rok temu, aby
chodzić do tej szkoły.- odpowiedział.
-Od kiedy ty tańczysz?- zrobiłem
badawczą minę.
-Od kiedy ty zamieszkałeś tutaj.
Czyli od początku gimnazjum. Coś mnie tak pchnęło w tym kierunku.
A teraz tańczymy ze sobą.
-Szczerze mówiąc, nawet ciekawie nam
to idzie.- uśmiechnąłem się
-Ok, koniec przerwy! Na salę!- wydarła
się Mio. Kiedy zjawili się już wszyscy uczniowie ponownie
musieliśmy przećwiczyć nowe fragmenty choreografii. Nie było w
niej tylko tańca towarzyskiego, znalazły się w niej również
wstawki jazzu, co nie było dla nas trudne. W końcu musieliśmy
znać podstawy każdego tańca, aby być „plastycznym materiałem”
dla choreografa oraz dostać się do tej szkoły. I znowu ćwiczyliśmy
do upadłego.
Z godziny 17.00 zrobiła się 20.00.
Dawało to trzy godziny ostrego treningu. I tak przez cały tydzień-
tylko bez weekendów. Całą nasza grupą, czyli 16 osób
postanowiliśmy wspólnie odpocząć na imprezie z karaoke. Okazało
się, że wszyscy mieszkamy stosunkowo blisko siebie. A wymieniając
się numerami telefonu uznaliśmy, że półtorej godziny wystarczy
na ogarnięcie się. Wróciłem do swojego mieszkania. Nie było ono
ani duże, ani małe. Dwa pokoiki: salon oraz sypialnia, kuchnia i
łazienka. Rzuciłem torbę na białą wersalkę i poszedłem wziąć
prysznic. W końcu ochłonąłem i zmyłem z siebie cały brud oraz
zmęczenie okrywające moje ciało i umysł. Następnie wybrałem
jakieś ciuchy i ubrałem się w nie. Była to czarna bluza
baseballowa z białymi rękawami, luźny podkoszulek również biały,
czerwone rurki oraz czarne trampki. W takim stroju ponownie wróciłem
do łazienki aby doprowadzić do ładu rozczochrane i jeszcze mokre
od mycia włosy. Porządnie je wysuszyłam po czym zaczesałam
naturalnie blond kosmyki (mam je po tacie Europejczyku) na jedno oko,
a resztę pasm zwyczajnie ułożyłem bez żadnego stroszenia. Na
samym końcu polakierowałem fryzurę, aby się trzymała. Jeszcze
tylko trochę tuszu do rzęs i już byłem gotowy. Do przednich
kieszeni spodni wrzuciłem trochę kasy, a do drugiej klucze od
mieszania. Telefon trzymałem w bluzie. Dotarłem do naszego celu i
zastałem tam już prawie całą gromadkę. Przywitałem się z nimi
i zająłem miejsce na skórzanej kanapie. Był to mały przyjemnie
urządzony klubik. W dwóch narożnikach stały duże, półokrągłe
sofy, jedną z nich obecnie zajmowaliśmy. Na środku parkietu swoje
stanowisko zajmował DJ, wokół którego tańczyli ludzie. Po jego
prawej znajdował się bar, a gdzieniegdzie porozstawiane były pufy,
stoliki. Za głośnikami stało oszklone pomieszczenie z plazmą i
dużą kanapą. Pewnie tam jest karaoke.
Kiedy wszyscy byliśmy w komplecie
zaczęliśmy wesoło rozmawiać, żartować i oblewać nasze dostanie
się do prestiżowej szkoły tańca. Z racji tego, że był piątek,
a jutro nie mieliśmy zajęć mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę
szaleństwa. Po jakiś 3 drinkach imprezę przenieśliśmy do
oszklonego pomieszczenia, aby pośpiewać. Nikt z nas nie robił tego
wybitnie, ale mieliśmy niezły ubaw. Każdy spróbował swoich sił
w jego ulubionym utworze, mimo że niektórzy byli oporni, i na
początku nie mieli zamiaru popisać się umiejętnościami
wokalnymi. Na sam koniec zagraliśmy w butelkę. Padały różne
pytania, zadania, ale najczęściej dotyczyły one miłości. Teraz
kręcił Isao.
-Hiroki.- uśmiechną się patrząc na
dzióbek butelki, które wskazywała na mnie.-Pytanie, zadanie?
-Pytanie.
-Kochasz się w kimś? Jeżeli tak, to
w kim?
Każdy z nas tutaj siedzących był już
nieźle wstawiony, a w takim stanie mówi się prze różne rzeczy.
Niestety na drugi dzień zazwyczaj się ich nie pamięta. Kłóciłem
się w w swoich myślach i tak jakoś mi się wymsknęło:
-W tobie.- odpowiedziałem. No
pięknie.... wyznałem miłość mojemu staremu przyjacielowi! A
podobno bujam się w Mio...
Czas leciał i po 2 w nocy
postanowiliśmy się zbierać. Powoli wstałem z podłogi i walcem
ruszyłem do wyjścia, aby to tak ładniej ująć (innymi słowy
zataczałem kółka i nie mogłem normalnie trafić do wyjścia).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz