Na początku chciałabym Wam życzyć spokojnych, miłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Abyście szczęśliwie spdzili ten czas i zapomnieli o wszelkich zmartwieniach (oraz wielu prezentów pod choinką ^^). Hucznego i wesołego powitania nowego 2014 roku! Aby był lepszy dla nas wszystkich i bogatrzy w sukcesy. Tyle z oficjalnych życzeń :3
Póki co mamy święta i cieszę się, że skończyłam pisać prezent. Daję Wam go dzisiaj, ale radzę przeczytać trochę później. Nie jest on zbyt lekki bo ma bardziej poważną tematykę. Ale oczywiście to tylko moja sugestia.
Tak czy inaczej. Zapraszam.
Tytuł: „A(iko) Black Circus”
Od autorki: Jest to opowiadanie
zainspirowane piosenką Egoist- „Euterpe”, która ładnie oddaje
melodią większość wydarzeń w opowiadaniu. Niektóre fakty są
ciut zmienione, więc nie bądźcie na mnie za to jakoś szczególnie
źli ;w; Mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba. Zapraszam do
czytania. I przepraszam za te odstępy TT.TT
Beta: ?
___________
___________
Żyłam w bardzo
nieprzewidywalnym okresie historii. Wszyscy ludzie z zapartym tchem
obserwowali czy aby zaraz nie zawrze kolejny atak gniewu. Po wielkim
wybuchu w Hiroshimie i Nagasaki można było spodziewać się
wszystkiego ze strony USA. Każdy żył w strachu o jutro, bieda
dogłębnie zagnieździła się w większości domów, brakowało
nadziei, chwili odpoczynku od problemów dnia codziennego. Mimo tego
nas, dzieci chroniono przed smutkiem. Dzięki temu prawie każde z
nas miało normalne dzieciństwo.
„Ohayo, nazywam się Yoshimoto Aiko.
Mam 7 lat i w tym roku poszłam do pierwszej klasy szkoły
podstawowej. Mieszkamy z rodzicami i moją dwa lata młodszą
siostrzyczką- Toru w Osace. Mamy domek w oryginalnym japońskim
stylu, tak jak reszta w tej dzielnicy i jesteśmy zupełnie normalną
rodziną. Tata pracuje w dobrej firmie, ale znajduje czas na koniec
tygodnia aby się z nami pobawić, a mama pilnuje nas w domu, gotuje
posiłki, odprowadza mnie do szkoły i zawsze pomoże jeżeli mamy
jakiś problem. Razem z Toru codziennie wychodzimy na polankę
niedaleko ścieżki gdzie przychodzą też moi koledzy, koleżanki i
wspólnie spędzamy tam popołudnia. Czasami zazdroszczę mojej
siostrzyczce, bo ona ma jeszcze dwa lata swobody, gdzie nie musi
martwić się o prace domową, sprawdzian albo czy ma jakąś lekturę
do przeczytania. Z kolei ona już nie może się doczekać pierwszej
klasy, bo uważa że to wielka frajda. Zapamiętam te słowa, a potem
jak będzie narzekać to specjalnie jej przypomnę. Tak, sprzeczamy
się czasem i dogryzamy sobie- jak to rodzeństwo, ale najczęściej
idzie o to, w co się mamy bawić lub czyja lalka jest zaproszona na
bal. Wtedy do akcji wkracza mama i wspólnie znajdujemy rozwiązanie.
To chyba tyle jeżeli chodzi o naszą rodzinkę.”
-Mam nadzieję, że to wystarczy.-
pomyślałam kończąc ostatnie zdanie pracy domowej.
Pani wychowawczyni kazała nam napisać
coś o sobie i naszej rodzinie w ramach pierwszej pisemnej pracy. No
tak... Minęło już pięć miesięcy od kwietnia i już zdążyliśmy
bardzo dużo się nauczyć.
-Aiko, Toru za chwilę obiad!-
usłyszałam i szybko zerwałam się na równe nogi aby pomóc mamie
nakryć stół. Toru również. Szybko odgarnę swoje czarne, długie
włosy, odłożyła książkę z wierszykami i pobiegła ze mną do
kuchni.
-Już jesteśmy, mamo.- powiedziałyśmy
chórem, gdy dotarłyśmy do pomieszczenia. Wszędzie roznosił się
zapach ramenu i ryby. Kobieta wręczyła nam łyżki i miseczki do
zupy oraz pałeczki. Wszystko postawiłyśmy na stół i zaczęłyśmy
rozkładać. Po chwili do stołu dołączył tata i mama z garnkiem
zupy. Rozmawialiśmy o tym jak minął nam dzień. Co nowego w pracy,
szkole. Oczywiście ja zawsze miałam dużo do opowiadania dlatego
nie raz rodzice mówili abym lepiej zajęła się obiadem.
Po zjedzeniu i odniesieniu naczyń do
kuchni wróciłyśmy do naszego pokoju. Miałyśmy mały, ale
przytulny pokoik. Pomalowany na kremowo, z dużym oknem i zasuwanymi
drzwiami w kwiaty. Na ścianach były powieszone nasze rysunki, choć
głównie Toru, bo to ona uwielbiała rysować. Ja wolę lepić z
plasteliny i gliny znalezionej przy jeziorze. W jednym koncie stoi
ciemne biurko a obok niego szafka z moimi książkami, atlasami oraz
przyborami do rysowania siostry. Na parapecie okna hodujemy roślinki,
które z niego zwisają. Pod nimi mamy swoje posłania. Oczywiście
obok siebie, bo Toru lubi się do mnie przytulać. Obok nich mała
lampka, a kawałek dalej szafa podzielona na pół. Jest jeszcze
kącik zabaw gdzie trzymamy domek dla lalek, ubranka dla nich, piłki,
skakanki i różnego rodzaju maskotki.
- Mogłybyśmy wyjść na dwór...-
zaproponowałam. Popatrzałam na zegar. Była już 16, więc
wypadałoby zjawić się na podwórku.
- Tak, wyjdźmy!- podzieliła mój
pomysł siostra.
Szybko otworzyłyśmy szafę i
przebrałyśmy się. Na dworze nie było zbyt ciepło więc wybrałam
nam bluzy i leginsy, aby było wygodnie. Wyszłyśmy z pokoju
zasuwając drzwi za sobą i pobiegłyśmy do mamy.
-Mamo, możemy wyjść na podwórko?-
zapytałam.
-Oczywiście, tyko pilnuj siostry i
wracajcie szybko jak słońce będzie zachodzić. Dobrze?
-Tak jest!- potwierdziłam i poszłyśmy
do przedpokoju aby ubrać buty no i wzięłam cienki szalik dla Toru.
Tak na wszelki wypadek.
Po wyjściu z domu szybko
skierowałyśmy się w stronę gdzie mieszkała nasza koleżanka
Yuko, potem do Taka-chana, który był z nas najstarszy bo miał 10
lat i na końcu po Kazu-chana, trochę młodszego kolegę Taki. To
była nasz zgrana paczka. Mimo różnic wieku dogadywaliśmy się i
lubiliśmy ze sobą spędzać czas. Tak więc zebraliśmy skład i
udaliśmy się na naszą polankę. Sami ją kiedyś znaleźliśmy
przypadkiem gdy sobie spacerowaliśmy. To bardzo fajne miejsce. Jest
spora przestrzeń gdzie można bawić się w berka, dużych drzew
idealnych na kryjówkę w chowanego, płytki strumyczek, gdzie możemy
się pluskać latem, a przy nim sporo gliny, z czego ja jestem
najbardziej zadowolona. Gdzieś koło wielkiego krzaku zakopaliśmy
butelkę z listem. To nasza mała kapsuła czasu. Tak mniej więcej
wygląda nasze życie na tej polance.
-Dobra, w co się bawimy?- zapytał
Kazu, gdy dotarliśmy na miejsce.
-W dom!- zaproponowała Toru.
-Nie... To nudne jest.- sprzeciwił się
chłopak.
-Chowanego?- mała nadal próbowała
coś wymyślić.
-Było wczoraj.- zauważyła Yuko.
Nastała cisza. Każdy chyba myślał,
w co możemy się pobawić, gdy nagle odezwał się Taka:
-W piratów!
-Taaak!- odkrzyknęliśmy zgodnie
chórem.
I tak zaczęła się zabawa. Chłopcy
byli jedną załogą, a dziewczyny drugą. Znaleźliśmy małe patyki
i to były nasze miecze. Taka ze swojej chustki na szyi zrobił sobie
opaskę na oko, a ja pożyczyłam sobie szaliczek Toru i zawiązałam
go sobie na głowie. To tak, żebyśmy się wyróżniali, bo byliśmy
kapitanami naszych okrętów, czyli wielkich kamieni na strumyku.
Bawiliśmy się w zakopywanie skarbu, ucieczki, bitwy morskie. Jeden
temat a ile można wymyślić sposobów na radochę! Kiedy słońce
zaczęło pomału chować się za drzewa uznaliśmy, że kończymy na
dzisiaj i wracamy do domów.
Spacerowaliśmy sobie naszą,
opracowaną już ścieżką i rozmawialiśmy o wszystkim.
Zaczynaliśmy zbliżać się już do naszej dzielnicy, bo pojawiła
się już dróżka dla wozów. Usłyszeliśmy stukanie podków.
Przyjrzałam się i zauważyłam powóz, który ciągnęły dwa,
brązowe konie. Ślicznie wyglądały. Nagle stanęły. Z karety
wyszedł wysoki pan z peleryną, czarnym płaszczem, spodniami i
kapeluszem.
-Aiko?- zwrócił się do mnie
uśmiechnięty pan w kapeluszu.
Zdziwiłam się. Serce zaczęło mi
jakby bić szybciej. Niepewnie ze stresu zaczęłam się jąkać. No
bo skąd nieznajomy zna moje imię?- T-tak.
-Miło mi poznać. Dzieci pożegnajcie
się z koleżanką. Idzie ze mną.- powiedział nagle pan.
-Co?!- zdążyłam wykrzyczeć, gdyż
mężczyzna zasłonił mi usta swoją dłonią w białej rękawiczce,
a drugą złapał mnie w pasie i podniósł.
-Aiko!- krzyknęła ze łzami w oczach
Toru.
-Ma pan ją zostawić!- wydarł się
Taka.
-Nic mi nie zrobisz smarkaczu.- zakpił.
Poczułam teraz, że rękawiczka jest
trochę mokra. Zaciągnęłam się powietrzem. raz, drugi, trzeci aż
w końcu wszystkie krzyki przyjaciół ogłuchły. Przestałam
słyszeć i czuć.
Obudził mnie stukot. Powoli
otworzyłam oczy. Byłam w jakimś małym pomieszczeniu, które się
poruszało. Tak, to chyba bryczka. Chciałam się ruszyć, ale nie
mogłam. Byłam związana. Spanikowałam. Zaczęłam krzyczeć o
pomoc, ale jedyne co usłyszałam to tylko przekleństwa i rozkazy
abym była cicho. Szamotałam się, ale to nic nie dało, bo lina
mocno przylegała do mojego ciała, a supeł był z tyłu. Zaczęłam
poważnie myśleć co teraz może się stać. Jedno było pewne-
zostałam porwana. Ale co dalej będzie- nie mam pojęcia. Pewnie
mama z tatą już dowiedzieli się od Toru co się stało. Martwią
się teraz o mnie. Chciałabym teraz ich zobaczyć.
„Chcę wrócić do domu!
Niech to się zatrzyma! Macie mnie wypuścić!”
Godzinę później...
„Mam już tego dosyć- a
to dopiero początek. Coś złego się stanie. Czuję to.”
W końcu powóz zatrzymał
się. Drzwiczki otworzyły się i do pomieszczenia wszedł ten
okropny pan. Wziął mnie na ręce- nie rozwiązywał. Szkoda... Może
udałoby mi się uciec, bo dosyć szybka jestem. Zamknął bryczkę
po czym ktoś się zjawił i odczepił konie od wozu. Pan nawet nie
podziękował. Po prostu szedł ze mną na rękach do jakiegoś
dużego, szarego budynku. Było to pustkowie. Oprócz tej burej cegły
na środku i stajni przy niej nie było żadnego domu. Dookoła las i
jedna polna ścieżka.
„Coś okropnego mnie tu
spotka”
Weszliśmy do budynku, po
czym mężczyzna posadził mnie na fotelu i łaskawie rozwiązał
mówiąc:
-Jeżeli zaczniesz się
szarpać na miejscu odetnę ci dłoń.
Przestraszyłam się i ani
drgnęłam. Oddech mi przyśpieszył. Serce waliło w obawie.
-Grzeczna dziewczynka.-
pogłaskał mnie po głowie.- A teraz idziemy dalej, wstawaj.-
posłusznie wstałam z fotelu a pan złapał mnie za rękę i
poprowadził do jakiegoś pokoju.
Ściany budynku był tak
samo szara wewnątrz jak i na zewnątrz. Wiele długich, takich
samych korytarzy. Wiele numerków na drzwiach, a zza nich czasami
dało się słyszeć psychopatyczny śmiech, wołanie o pomoc lub
krzyk. Zaczęłam mieć drgawki ze strachu od samego słuchania tych
dziecięcych głosów. Czy ze mną będzie tak samo? Co oni chcą mi
w ogóle zrobić? Po tej przechadzce korytarzami w końcu
zatrzymaliśmy się pod salą 113.
-Tam już pójdziesz sama.-
powiedział pan i nacisną na klamkę.
W środku stała młoda pani
ubrana w biały fartuch i rękawice. Za nią znajdowała się wanna z
prysznicem. Weszłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi.
Przyglądałam się chwilę gołym ścianom i małym szafką na nich.
-Rozbierz się. Muszę cię
dokładnie umyć przed inspekcją.- powiedziała oschle.
Inspekcją.... To słowo
odbijało się w mojej głowie przez całą kąpiel. Pani dokładnie
namydliła mnie i porządnie umyła moje długie włosy używając
wielu płynów. Spłukała i kazała wyjść z wanny. Dała mi duży
ręcznik abym się wytarła, a gdy już to zrobiłam podała mi do
ubrania bieliznę oraz dużą koszulkę, która sięgała mi aż po
kolana. Na jej krótkich rękawach był czerwony pasek, a na jednym
widniała liczba 103. Pani wysuszyła mi włosy i uczesała je.
-Teraz idziemy.- powiedziała
i poprowadziła mnie do następnego pomieszczenia.- Panie Hido to już
ostatnie.- rzekła i pochyliła głowę.
Stanęłam w rzędzie, tak
jak mi kazano, obok innych dzieci. Na pewno nie było nas 103, tylko
14 co szybko policzyłam. Chłopcy i dziewczynki- wszyscy byli ubrani
w te same koszulki, tylko numerki przy rękawach szły ode mnie
malejąco. Każde z nas miało ta samą przestraszoną minę i
delikatnie drgające dłonie. Każde z nas chyba obawiało się co
teraz nastąpi.
„Ciekawe czy mnie
szukają...”
-Witam was. A więc
zostaliście wybrani, aby godnie prezentować mój cyrk. Czujcie się
zaszczyceni. Jednak muszę z waszej 14 wybrać najlepszą 3 z was.
Hm... zobaczmy.- powiedział pa Hido. To ten pan, który mnie tutaj
przywiózł. Miał na sobie teraz inne ubranie, ale kapelusz ten sam.
Mężczyzna wstał z fotelu i podszedł bliżej naszego rzędu.
Stałam na końcu.
Uważnie przyglądał się
pierwszej osobie w „kolejce”. Chłopiec wyglądał na trochę
starszego ode mnie. Stresował się to było widać po nim.
-Twoje imię?- zapytał
mężczyzna.
-Shiro.- odpowiedział lekko
drżącym głosem.
-Witamy w cyrku.- rzekł pan
Hido i poprosił chłopaka aby wystąpił.- Kolejna istotka.-
podszedł do kolejnej osoby.
Tym razem więcej chwil
poświęcił na obejrzenie „numeru 70”. Była to mała
dziewczynka, może nawet w wieku Toru, o krótkich kasztanowych
włosach i dużych oczach. Na pewno jedno z jej rodziców nie było z
Japonii. Szkoda mi się jej zrobiło, bo wyglądała jakby zaraz
miała się popłakać.
-Nie nadaje się.- rzekł
pan Hido.
Dokładnie to samo
powiedział pozostałej 9. W „grze” zostałam ja, chłopak „102”
oraz dziewczynka „101”. Popatrzał na naszą trójkę i
powiedział:
-Ech.. nie wezmę dwóch
dziewczynek... Za dużo. Wezmę ciebie Aiko.- zwrócił się do
mnie.- Ty chłopcze również przechodzisz. Jak masz na imię?
-Akira.- odpowiedział
pewnie. Chyba jako jedyny zachował zimną krew. Chłopak był pewnie
w wieku Taka-chan... Jak nie ciut starszy....
Wybrano naszą trójkę, co
dalej? Co z pozostałą 11 dzieci? Czy puszczą ich do domu? Niech
oni chociaż wrócą do swych rodziców i przyjaciół!
-Zapraszam Aiko, Akirę i
Shiro. Śmiało podejdźcie.- zachęcił. Wykonaliśmy polecenie.
-Proszę pana, a co z nimi?-
zapytałam cicho.
-W właśnie! Ochrona!-
zawołał, a po chwili w pokoju pojawiło się dwóch panów.- Proszę
po kolei, każdego z nich- wskazał na 11 dzieci- zabrać do oazy
spokoju.- mówiąc to uśmiechnął się pogardliwie.
-Im nic się nie stanie,
tak?- dopytał Shiro.
-Ależ oczywiście każde z
ni....- nie do kończył gdyż nagle usłyszeliśmy 11 huknięć.
Dym, a po chwili pojawiło
się przed nami 11 leżących ciał i kałuże krwi. Zabili ich.
Dlaczego?! Przynajmniej ich mogli stąd uwolnić! My byśmy byli
ofiarami- nie oni! Do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam płakać
i byłam w szoku. Obok mnie stał Akira, który nic nie mówiąc
przytulił mnie. Wczepiłam się w niego mocno i próbowałam się
uspokoić. Przypomniał mi Takę. On też kiedy płakałam, lub było
mi smutno po prostu przytulał mnie i mówił:
-Wszystko będzie dobrze...-
powiedział cichutko chłopak.
„Tak, dokładnie to samo
mówił Takahiro.”
Gdy już troszkę
ochłonęliśmy po tym okropnym wydarzeniu przeniesiono nas do innego
pomieszczenia. Ściany, kafelki, poduszki- wszystko bielutkie i
czyste. Powiedziano nam, że będzie to nasze mieszkanie. „Zostaliśmy
swego rodzaju elitą.” Będziemy występować na arenie cyrkowej,
ale wcześniej czeka nas jakiś zabieg. Jestem ciekawe co to będzie.
Na razie mamy tu sobie żyć. Chociaż trudno będzie, bo nawet nie
mamy posłań. Każdy z nas dostał po poduszce. „W pokoju jest
ciepło, więc koce są zbędne.” Będziemy dostawać małe posiłki
3 razy dziennie, pigułkę anty wirusową oraz obowiązuje nas
codzienny prysznic. „Abyśmy nie mieli bakterii.” To wszystko
powiedział nam pan Hido. Ciekawe skąd taka dbałość abyśmy byli
czyści jak łza...
-Teraz będziemy musieli
tutaj ze sobą mieszkać. Szkoda, że nie ma tutaj jakiś innych
przedmiotów.- zagadał Shiro gdy już zostaliśmy sami.
-Pozostaje nam tylko
rozmowa...- stwierdził Akira opierając się o ścianie i powoli się
z niej zsuwając.
Po chwili ja i Shiro
uczyniliśmy to samo.
Dopiero teraz, gdy tak
siedzieliśmy oparci o ścianę, przyjrzałam się chłopakom- moim
współlokatorom.
~*~
„IMIĘ, NAZWISKO: SHIRO
FUKUYA
LAT: 8
OGÓLNY WYGLĄD: NISKI,
BLADA CERA, PIEPRZYK NA DOLE PRAWEGO POLICZKA, CIEMNOBRĄZOWE,
KRÓTKIE WŁOSY, LEWE OKO NIEBIESKIE, PRAWE ZIELONE”
„IMIĘ, NAZWISKO: AKIRA
TAKECHI
LAT: 11
OGÓLNY WYGLĄD: WYSOKI,
PÓŁDŁUGIE, CZRNE WŁOSY Z DŁUGĄ GRZYWKĄ, BRAK ZNAMION,
JASNOZIELONE OCZY
ZNAKI SZCZEGÓLNE: DUŻA
BLIZNA NA LEWYM PRZEDRAMIENIU”
~*~
Trzy miesiące później
Przez ten czas wiele już
przegadaliśmy, a dzięki temu dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o
sobie. Polubiłam tych dwóch, oni chyba mnie też. Mam taką
nadzieję. Ale mimo tego codziennie tęskniłam do rodziców, Toru i
moich przyjaciół. Spokojnie przepłakałam już wiadro łez. Pod
ręką miałam zawsze Akirę. Z nim jakby najbardziej się
zaprzyjaźniłam, a to dlatego, że przypominał mi Taka-chana. Poza
współlokatorstwem ostatnio zauważyliśmy, że zaczynają nas
obserwować. Poza tym mieliśmy dokładne mierzenie. Nie tylko
wzrost. Sprawdzali nam również obwód głowy, klatki piersiowej,
ud, długość stupy. U Akiry dodatkowo szerokość ust i wielkość
nosa. To było dziwne, trochę podejrzane... Ale cóż. Żadne z nas
nie ma dokładnej teorii po co im te wszystkie wymiary. Wspomniałam,
że nie dostaliśmy dzisiaj śniadania tylko pigułkę oraz szklankę
wody.
Nagle drzwi się otworzyły.
-Doczekaliście się. Trzy
miesiące czekałem na ten moment. Zapraszam was wszystkich.-
powiedział pan Hido.
Niepewnie wstaliśmy i
podążyliśmy za mężczyzną. Znowu nie obyło się bez kilku
psychopatycznych śmiechów i żałosnych jęków rozpaczy.
Wzdrygnęłam się, ale po chwili za ręce złapali mnie chłopacy,
jakby chcieli mi dodać otuchy. Byłam dla nich ja młodsza siostra,
a oni dla mnie starszymi braćmi. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Nasza wędrówka skończyła
się przed drzwiami sali 95.
-Tutaj muszę przyjąć
każdego z was osobno. Na początek poproszę Aiko.- uśmiechną się
do mnie.
Spuściłam głowę i
popełzłam za nim. Usłyszałam jeszcze ciepły głos Akiego
„Spokojnie, będzie dobrze.” i białe, dwuskrzydłowe wrota
zatrzasnęły się za mną. Było tu wiele szafek naściennych, batów
i wielka szafa. Na wierzchu nie było żadnego sprzętu ani
dekoracji, chyba że duży fotel na środku. Poproszono abym usiadła
na nim wygodnie. Nie nazwałabym tej pozycji siedzącą tylko
półleżącą, ale szczegół. Po chwili pan Hido przywiązał mnie
pasami na nadgarstkach i przy stopach. Nie reagowałam. Ale czemu?
Przecież mogłam się wyrywać, co mogłoby się niemiło
skończyć... Następnie, gdy już założył białe rękawiczki,
wstrzyknął mi coś do żyły. Minuta i czułam się rozluźniona.
Zaczęłam się śmieć bez powodu i bredzić od rzeczy. Ale z każdą
kolejna chwilą wyciszał mi się słuch. Coraz mniej słyszałam,
ucichłam i miałam obraz jakby za mgłą. Ktoś jeszcze wchodził...
Tyle pamiętam...
~Chrup~
Coś pękło.
~Miału~
Kot? Gdzie?
~Ha! Ha! Ha!~
To takie zabawne.
~Czerwone kwiaty?!~
Na moich dłoniach.
Powili otworzyłam oczy. To
nie był nasz biały pokoik raczej wielki cyrkowy namiot rozłożony
na świeżym powietrzu. Podniosłam się delikatnie z ziemi, ale w
oczy rzuciły mi się moje ręce, a raczej łapy. Miałam białe
łapki z ostrymi pazurkami ukrytymi pod sierścią. Usiadłam po
turecku i podrapałam się po głowie. Kolejna niespodzianka. Trochę
szpiczaste, małe uszka. Obok mnie leżał mój bielutki ogon. Co
jest grane? Wstałam i obejrzałam się z każdej strony. Byłam pół
kotem do tego ubrana w porządne. Miałam na sobie białą, lejącą
sukienkę do kolan. Pod biustem przewiązana czarną kokardką. Pod
spodem czarną koronkową bluzkę na długi rękaw aby zakrywały mi
ludzkie ręce. Oczywiście w sukience był otwór na mój ogon. Włosy
z tego co się zorientowałam miałam upięte w kok z cieniutkimi
warkoczykami ozdobiony kwiatami i koralikami. Kilka kosmyków zwisało
przy twarzy i miałam prostą grzywkę.
-Dalej, nie będę czekać
aż łaskawie przyjdziesz do jutra!- wydarł się czyiś głos.
Po chwili do namiotu wszedł
jakiś pan ciągnący za sobą...
-Akira.- powiedziałam
cicho. Boże Akira, co oni z tobą zrobili?!
Chłopak wyglądał jak pół
wilk. Miał przeszczepione uszy, ogon oraz zamiast zwykłych zębów
miał kły zwierzęcia. To okropne co oni z nami zrobili... Na szyi
miał obrożę z kolcami i łańcuchami, które łączyły ją z
poszarpaną, szarą bluzką. Do tego ciemno granatowe spodnie i długie
czarne buty. Na rękach miał jeszcze po dwie skórzane bransolety
połączone również łańcuchem. Wyglądał jak jakaś bestia.
-O proszę! Nasza nowa
gwiazda już jest.- zawołał spoglądając na mnie.- A więc od dziś
jestem waszym treserem. Ty mała będziesz kocia akrobatką, a ty
cyrkowym wilkiem... Zaczynamy!- oznajmił.
~*~
Przez tamten miesiąc
miałam wiele ciężkich treningów na równoważniach umieszczonych
na różnych wysokościach, uczyłam się robić salta, stać na
rękach, wyginać się i rozciągać swoje ciało. Za każdy błąd
karano mnie uderzeniem bicza. W twarz, rękę- różnie. Nie
zobaczyłam do tej pory Shiro. Jedynie klatkę obok mieszkał Akira.
Tak, żyliśmy od tej pory w brudnych klatkach. Gdy nas pilnowano nie
mogliśmy rozmawiać, jednak gdy nikogo nie było pocieszaliśmy się
nawzajem i wspieraliśmy, aby wytrwać jakoś te męczarnie. To było
okropne, ale nie najgorsze...
~*~
Dzisiaj
nie zastałam Akiry w klatce obok. Spanikowałam. Ale nagle pojawił
się trener i powiedział, że mam się nie martwić. Ponoć wszyscy
będziemy mieli „zaszczyt” wystąpić we własnych spektaklach. Z
tej okazji każdy z nas miał otrzymać swoją małą arenę a Aki
już ją otrzymał. Pozwolono mi wyjść z klatki. Nie miałam
pojęcia, która była godzina, ale na pewno było już po południu.
Jeszcze nie otrzymałam swojego kąta, więc postanowiłam przejść
się. Po wyjściu z „sali treningowej” udałam się w głąb
wioski cyrkowej. Mijając kolejne kolorowe namioty zauważyłam kilka
prętów klatki. Wychyliłam się lekko zza góry drewnianych
skrzyni, aby coś więcej zobaczyć. Klęczał w niej jakiś chłopiec
a jego ciało oplatały węże. Jego biała koszula i szare spodnie
były trochę nasiąknięte śluzem zwierząt. Miał rozmierzwione
blond włosy, jedno oko niebieskie, drugie zielone i był bardzo
blady. Gdy przyjrzałam się zauważyłam na jego twarzy,
nadgarstkach i stopach były zielone łuski oraz pieprzyk na
policzku. To Shiro! Jego szaleńczy wzrok z pasją krążył wokół
jadowitych węży. Zasyczał niczym one pokazując przy tym swój
przecięty na pół język po czym spojrzał w moja stronę.
Uśmiechnęłam się lekko do niego, a on szyderczo odwzajemnił
gest. Po chwili przyszło jakiś dwóch mężczyzn i zabrało klatkę
razem z Shiro do szaro-niebieskiego namiotu.
-Nie ma
co się gapić mała... To wyższa klasa, tacy jak my nie mamy szans
z treserami i zaklinaczami. Szychy jedne....- odezwał się jakiś
dziewczęcy głos. Lekko przestraszona nagle odwróciłam się.
Słowa
należało do wysokiej, starszej dziewczyny. Jej ciało nie było
przeszczepione, wyglądała jak zwykły człowiek. Patrzała na mnie
lewym, złotym, smutnym okiem, ale uśmiechała się delikatnie. Na
prawym miała opaskę przyozdobioną różowymi kwiatami wiśni. Jej
długie czarne włosy związane były w warkocz na prawą stronę, a
kilka krótszych pasm zakrywało jej czoło. Była ubrana w białe,
skrócone kimono. Rękawy sięgały do łokci, a rozkloszowany dół
na wielu halkach do kolan. Przy każdym brzegu były śliczne złote
hafty, do tego szeroki, różowy pas obi przewiązany jeszcze małą
czarną kokardką i białymi perełkami. Ręce i nogi były chyba
specjalnie odkryte aby można było „podziwiać” różne blizny
dziewczyny.
-Mam na
imię Yume.- przywitała się.
-Aiko.-
nieśmiało odpowiedziałam.
Yume
popatrzała na mnie chwilę po czym pokręciła z nie dowierzaniem
głową.
-Jak wam
mogą takie okropne rzeczy zrobić?- powiedziała cicho.
-To
naprawdę nic w porównaniu do twoich blizn.- rzekłam współczująco.
-Przywykłam.
5 lat już tutaj jestem, traktują mnie jak zabawkę. Robią ze mną
co chcą, a gdy im się sprzeciwiam jest jeszcze gorzej. Cud, że
jeszcze żyję... A ty ile?- zapytała.
-Dopiero
miesiąc. To mój „debiut”...- wzięłam w jako taki cudzysłów.
To było trudne, bo łapami kota nijak dało się coś zrobić.
-Radzę
ci nieźle się postarać. Współczuję z powodu dłoni. Widziałam
tutaj różne dziwactwa, ale żeby pozbyć człowieka palców.
-Tutaj,
czyli? Wybacz, ale niewiele wiem o tym miejscu.
-Cóż...
przez ludzi jest to nazwane „Black Circus”, jesteśmy na
pustkowiu jakieś 50 kilometrów od Osaki. Dla zwykłych ludzi,
którzy na co dzień ciężko pracują i żyją w biedzie to
najtańsza rozrywka. A zarazem dobrze płatna praca. To okropne miejsce. Wiele
złego tu się stało, dzieje i dziać będzie.- dodała dziewczyna
szeptem.
-Aiko,
idziesz!- nagle zjawił się mój treser i dosłownie wyrwał mnie z
rozmowy z Yume. Rzuciła jeszcze na koniec w moją stronę smutne „żegnaj”. Jakby tymi słowami chciała coś przekazać...
Złapał
mnie mocno za nadgarstek i szarpał przez alejki kolorowych namiotów.
Każdy był w innych kolorach, różnych kształtach, niektóre nawet
miały przy ziemi ładnie upięty materiał lub kilka ozdób na
czubku Ale wszystkie miały wspólną cechę, czyli małe twory w nich porobione.
Żadnego wejścia dla gości tylko te dziurki. Oprócz nich mijałam
kilkoro dzieci skrzywdzonych na różne sposoby. Jeden chłopiec miał
2 pary rąk, bliźniaki, chłopak i dziewczyna, dzielili jedno ciało,
mała dziewczynka z psychopatycznym uśmiechem była żywą
marionetką w rękach elegancko ubranego mężczyzny. Na każdy z
tych widoków przechodziły mnie ciarki.
W końcu
znalazłam się w swoim namiocie. Były tutaj duże piłki, dróżki,
obręcze, równoważnia pod samum sufitem, ale pomieszczenie nie było
duże. Gdy słońce zaszło dało się słyszeć jakiś tłum. Śmiali
się i rozmawiali dopóki nie przemówił gruby, męski głos prze
megafon.
-Witam
drodzy goście w moim cyrku! Dzisiejszego wieczoru będą mieli
państwo przyjemność obejrzeć aż 20 różnych dziwactw w ich
pokazach. Życzę miła zabawy i zapraszamy do obserwowania każdego
namiotu!- ten głos był mi znany... to pan Hido. No tak, a jak
inaczej to on jest szefem. Po chwili w moim namiocie pojawił się
treser. Zabrałam chyba kilkoro gapiów. Posłuszne wykonywałam
każdą czynność. Do pewnego momentu, potem zaczęłam po prostu
się męczyć. Złapałam przez chwilę oddech między jednym numerem
a drugim za co oberwałam biczem po nogach. Upadek z piłki kosztował
mnie czerwona, podłużną kreską na ręce. Przez nią źle
wylądowałam podczas wykonywania salta. Trener bez skrupułów
pogłębił nacięcie. Krew pomału kapała. Całemu przedstawieniu
towarzyszyły szydercze śmiechy, różne przezwiska w moim kierunku
a kiedy obrywałam wtedy widownia była najbardziej zainteresowana. W
pewnym momencie dało się słyszeć głośny dziewczęcy krzyk.
Przestraszyłam się. Już trener miał mi coś zrobić gdy nagle:
-Proszę
państwa! Niestety musimy zakończyć na dzisiaj. Dziękujemy za
odwiedzenie i miłej nocy. Do zobaczenia.- tymi słowami pan Hido
uradował mnie.
~*~
W nocy po
przedstawieniu wróciłam do swojego namiotu gdzie zastałam Akirę.
Powiedział, że był bardzo niedaleko tego wielkiego krzyku
dziewczyny. Usłyszał jak ktoś po spektaklu o niej z kimś
rozmawiał i miała na imię Yume. Umarła na oczach widzów. Nie
mogłam w to uwierzyć. Płakałam, a Akira starał się mnie
pocieszyć. Delikatnie trzymał mnie za łapę i gładził białe
futerko na niej abym się uspokoiła.
~*~
Minęły
2 lata od tamtych wydarzeń. Dzięki temu, że coraz częściej mnie
bito, raniono i upokarzano przed widownią zbierałam coraz więcej
publiczności. Kochali gdy płynęła krew i mdlałam z wycieńczenia.
W sumie przez to zostałam małą gwiazdą tego okropnego miejsca
zwanego „Black Circus”. Codziennie myślałam o rodzicach. Czy
oni nadal mnie szukają, czy stracili już nadzieję? Dlaczego w
ogóle ten cały Hido jest jeszcze na wolności? Czyżby nikt nie
miał odwagi donieść? Przecież z jego ręki zginęło już pewnie
wiele niewinnych dzieci. Mój numer na koszuli, w której przebywałam
na terenie budynku, to 103. Na ostatnim pokazie naliczyłam tylko 19
namiotów. Gdzie reszta?! Ile już trwają te okrucieństwa i
eksperymenty na ludzkich ciałach?!
Na te
pytania co noc cicho próbowaliśmy sobie odpowiedzieć z Akirą.
Całkowicie straciliśmy kontakt z Shiro. Wiedzieliśmy tylko, że
umie rozmawiać z wężami i że od operacji zmienił się w
zarozumiałego chłopaka, który ma status gwiazdy. Ale cieszyłam
się, że obok mnie jest Akira, że mogę wypłakać się przy nim,
porozmawiać i mieć go za przyjaciela.
-Aki...-
zagadałam cichutko przybliżając do barierek, tak aby być bliżej
chłopaka.
-Tak?-
również przybliżył się w moją stronę.
-Po tym
wszystkim co tu się wydarzyło o czym myślałeś?
Chłopakowi
oklapnęły trochę uszy i skulił ogon. Chwilę się wahała, ale w
końcu wykrztusił z siebie:
-O
śmierci. Zniknięciu stąd na zawsze.
Po tych
słowach poważnie spojrzałam mu w oczy. Przepełnione smutkiem,
zmartwieniami oraz nie wypłakanymi łzami, które dzielnie
przechowywał w sobie. Wzięłam głęboki wdech.
-Zniknijmy
razem.- wyszeptałam.
Przez następne kilka nocy wspólnie obgadywaliśmy plan, a gdy był gotowy wcieliliśmy go w życie. Akira podczas swojego treningu miał zabrać treserowi mały nóż, który zawsze trzymał przy sobie. Udało się, nikt się nie zorientował. W nocy poczekaliśmy dopóki ostatnie światło nie zgaśnie, bo był to znak, że wszyscy już zasnęli i nikt nas nie pilnuje. Zbliżyliśmy się do siebie na tyle ile pozwalały nam kraty. Drżałam z nerwów.
-Spokojnie,
przecież spotkamy się.- Akira dodawał mi otuchy.
Miałam
specjalnie naostrzony pazur, który już wypróbowałam delikatnie na
sobie już wcześniej. Wyciągnęłam go spod puchatego futerka i
przyjrzałam mu się.
-To na
trzy?- zapytałam.
-Tak.
-Raz.-
zaczęłam z łzami w oczach.
-Dwa.-
odliczał Akira. Nadstawiliśmy nadgarstki i przyłożyliśmy do
skóry nasze narzędzia zbrodni.
-Trzy.-
padło z naszych ust równocześnie i oboje głęboko podcięliśmy
żyły w tym samym miejscu. Wyciągnęliśmy przez kraty nasze
nie krwawiące ręce i trzymaliśmy się za nie. Czerwony płyn
spływał ciągłym strumieniem na ściółkę klatki. Trochę mnie
piekło i szczypało ale wiedziałam, że za chwilę to wszystko się
skończy. Na co nam było przeciąganie naszych żywotów? I tak
byśmy umarli. Albo dzięki kulce w głowę / serce, albo na
scenie- tak jak Yume. Teraz przynajmniej oboje odejdziemy stąd z
własnej woli. Popatrzałam przymrużonymi oczami na Akirę. Ubyło z
niego o wiele więcej krwi. Pewnie jest już na cieniutkiej granicy
dwóch światów. Nagle zrobiło mi się słabo. Mój organizm jakby
walczył i chciał powstrzymać moją śmierć. A ona przyszła nagle
pozwalając mi na koniec wyszeptać:
-Poczekaj
Aki...
~*~
Obudziłam się w bardzo jasnym miejscu, gdzie wszystko było białe, a mnie również niewiele brakowało aby zlać się z tłem. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że otacza mnie jedno, wielkie „nic”. Westchnęłam ciężko i usiadłam. Ból zniknął, nie miała przeszczepionego ciała, nawet moje blizny zniknęły, ale gdzie jest Aki? Przecież miałam z nim być tutaj. Mieliśmy sobie razem żyć (mogę tak powiedzieć?) i obserwować dzieje Ziemi już na zawsze. Zostałam sama...
-Yoshimoto Aiko?-
usłyszałam czyiś głos.
-Tak...- odpowiedziałam
niepewnie.
-Zapraszam.- powiedział
głos i nagle pojawiła się przede mną jakaś biała postać na tle
złotej bramy. Otworzyła ją i gestem zachęciła abym weszła.
Z wahaniem wstałam i
powoli przeszłam przez wielką, błyszczącą bramę mijając
nieznaną mi sylwetkę.
Biel zaczęła jakby coś
odsłaniać, bo zauważyłam rosnące kolorowe szparki. Przed moimi
oczami pojawił się obraz pięknej, zielonej łąki przyozdobionej
dywanem kolorowych kwiatów. Po lewej znajdował się lazurowy staw,
a przy nim japoński domek gościnny otoczony kwitnącymi drzewami
wiśni. W oddali wydać było niewielkie wzgórza licznie osiedlone.
A na samym środku była ogrodzona dziura, w której lewitowała kula
ziemska. Wszystko pięknie przypruszone wieloma wysokimi drzewami
tak, że zasłaniały mi widok tego co jest dalej. Gdzieniegdzie
spacerowali jacyś przechodni ubrani na biało z małymi skrzydłami.
Chyba sobie uświadomiłam gdzie mogę się znajdować.
-Czy umarłam?- zapytałam
postaci.
-Tak, witaj w drugim
świecie.- odpowiedziała spokojnie i lekko dotknęła moich pleców.-
Od tego momentu posiadasz skrzydła, stałaś się jedną z nas.-
rzekł i nagle rozpłynął się w powietrzu.
Przeszłam się
kawałeczek dokładnie obserwując mieszkańców w różnym wieku:
dorośli, nastolatki, dzieci widziałam nawet jakąś panią z
malutkim dzidziusiem na rękach- na pewno smutna historia. Mijając
tak wiele osób nagle ktoś mocno przytulił mnie od tylu.
Przestraszyłam się trochę.
-Aiko...- wszędzie
poznam ten głos, to Aki. - Mówiłem, że się spotkamy...
Spacerowaliśmy i
rozmawialiśmy aż zaciągnęłam go do modelu Ziemi. Chciałam
odwiedzić rodziców i Toru, bo bardzo mi ich brakowało. Spytałam
jakąś panią czy to tak działa praz jak to obsłużyć, ona
potwierdziła a następnie wszystko mi wytłumaczyła. Podziękowałam
i zaczęłam działać. Dotknęłam ręką na wielkim globusie
Japonię a obraz powiększył się, potem „Osaka”.
-Za chwilę wracam Aki.-
powiedziałam.
Rzeczywiście znalazłam się w Osace, ale nie widziałam siebie- jakbym stała się niewidzialna. Leciałam nad kolejnymi ulicami aż w końcu znalazłam mój dom. Wniknęłam do niego i zerknęłam co się działo. Wszyscy normalnie funkcjonowali, ale w ich oczach była iskra smutku. W salonie znalazłam niziutki stoliczek, na którym stało moje zdjęcie przyozdobione czarną kokardą, dookoła kolorowe kwiaty, między nimi siedziała moja ulubiona przytulanka, a na samym przodzie stał podstawek z palącym się kadzidełkiem. Czułam jakbym miała się zaraz rozpłakać. Fakt- zabiłam się, ale to już pewnie wcześniej tutaj stało. Pewnie nikt nie znalazł sprawcy, a może właśnie są na tropie, mam taką nadzieję. Spojrzałam na zegar wiszący przy łączonej z salonem kuchni, zbliżała się powoli 22. Nagle usłyszałam jakieś ciche kroki. W pokoju pojawiła się Toru. Zmieniła się od tamtego czasu... Dziewczyna dreptała na boso po bambusowej podłodze i zatrzymała się przed moim ołtarzykiem. Usiadła na kolanach przed moim zdjęciem, złożyła rączki i zaczęła mówić:
-Siostrzyczko wierzę, że
gdzieś na górze jesteś i obserwujesz nas. Wiesz, jak bardzo tęskni
mama, tata i ja. Wszystkim brakuje ciebie. Cieszę się, że już
poszłam do szkoły, a każda moja dobra ocena jest po to abyś była
ze mnie dumna. Śpij dobrze siostrzyczko.- skończyła i pomału
wstała.
Jestem ciekawa, czy jak
coś powiem, to mnie usłyszą... Spróbuję.
-Toru zawsze będę z
ciebie dumna i ja również za wami tęsknię. Teraz czuję się
dobrze, bo mam przy sobie przyjaciela, ale to nie to samo co z wami.
Przecież jesteśmy rodziną.
Dziewczyna stała przez
chwilę oszołomiona- czyli mnie usłyszała.
-Mamo! Tato! Aiko jest
tutaj!- krzyknęła.
Zjawili się rodzice.
-Oczywiście, że jest.
Patrzy na nas z góry i opiekuje się nami.- powiedziała trochę ze
smutkiem mama i przytuliła Toru.
-Ale mamo! Ona
powiedziała mi, że również za nami tęskni!- wesoło udowadniała.
-Córeczko, musiało coś
ci się przesłyszeć.- rzekł tata również smutnym tonem.
Przyglądałam się jak
rodzice jeszcze chwilę z nią rozmawiają, a potem nakazali pójść
spać. Gdy tylko drzwi naszego pokoiku się zasunęły mama opadła
na kanapę i zaczęła płakać. Tata usiadł obok niej i starał się
ją wspierać, ale z jego oczu też popłynęło kilka gorzkich łez.
-Mamo, tato proszę nie
smućcie się. Jestem tutaj przy was. Nie chcę abyście płakali, bo
to okropny widok. Uśmiechnijcie się. A Toru przed chwilą mówiłam
wam prawdę, nic się jej nie przesłyszało. Prawda, tęsknię za
wszystkimi, ale teraz mam przy najmniej możliwość odwiedzania tego
świata. Może nie mogę nic mówić o mojej śmierci, ale mam
nadzieję, że ten zły człowiek zostanie znaleziony. Na razie muszę
już iść. Do zobaczenia.- pożegnałam się.
Rodzice zaniemówili. Z
nie dowierzaniem kręcili głową, a ja czułam, że czas już wracać.Wszystko nagle zaczęło się oddalać i zmniejszać aż w końcu znalazłam się przed lewitującą kulą ziemską.
-Już jestem o nich
spokojna.- powiedziałam Akirze, który cierpliwie czekał.
-To dobrze. Cieszę, że
ci ulżyło z tego powodu.- uśmiechnął się chłopak.- Teraz w
końcu możemy być tu na zawsze.- dodał cicho delikatnie łapiąc
mnie za dłoń.
~*~
„Jak
już wspomniałam... Żyłam w bardzo okropnych czasach, gdzie za
wyrządzanie krzywdy dzieciom płaciło się nie małe pieniądze.
Czy ci biedacy, którzy przeprowadzali zabiegi na nas mieli wyrzuty
sumienia? Co z nimi się stało? Popełnili samobójstwo? A może
nadal utrzymują się z tych krwawo zarabianych pieniędzy? Ile
dziecięcych twarzy musiało jeszcze zasnąć na zawsze aby tego
złego człowieka zamknęli w więzieniu? Nie wiem. Ale dzieci
chroniło się przed złymi rzeczami. Dzięki temu prawie każde
z nich miało normalne dzieciństwo...”
~Koniec
_________________________
Nigdzie, oprócz fanpage HJR, nie znalazłam po polsku informacji o tych miejscach, a tym bardziej jakiś historii, opowiadań. A po przesłuchaniu "Euterpe" ten temat sami mi się nasunął na myśl.
Jak wasze wrażenia? Napiszcie mi, proszę, a to będzie najlepszy dla mnie prezent od Was :3
Powiem tak: Wesołych Świąt! I do zobaczenia.
~Kayl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz