wtorek, 14 maja 2013

Hej, to ja! ... I mam shota

  Nawet nie macie pojęcia jak się za wami stęskniłam! Ten oto wpis pisze ze szkolnego kompa ;p   Wiem, wiem obiecywałam,  że najpierw będzie Harajuku, ale przy sobie mam pendriv'a a na nim opka, więc czemu ni? Lepsze to niż nic ;) No to łapcie "Lost Story"
  Tak na marginesie. To opko miało być dane do konkursu literackiego. Niestety ze względu na poważną tematykę nie został wysłany. W tym wyjątkowym przypadku betą nie była Mei, ani Mg. tylko pani od polskiego.
  Jest to opowiadanie pisane po kilkurazowym przesłuchaniu "Lost Story" Diaury. Z tąd też tytuł...
 Ok, ja już nie przynudzam więcej tylko zapraszam do lektury.


"Lost Story"
   Minęło zaledwie kilka godzin od mojej ucieczki z więzienia. Nie powinienem w ogóle spędzać tam ani minuty, bo nie zasłużyłem, to nie była moja wina. Po co w ogóle wstąpiłem do Yakuzy? Mogłem sobie znaleźć jakąś porządną dorywczą pracę, a nie z mafią się zadawać. Mogłem nie ruszać tyłka i nie pchać się w takie towarzystwo. Chyba najlepiej zrzucę całą odpowiedzialność na mój wypadek, przez który pół życia zniknęło z mojej pamięci.

To prawda, że od tamtego momentu nie zawsze podejmowałem słuszne decyzje.
    Pewnie interesuje was, jak to było z tym wiezieniem- oto skrócona wersja wydarzeń: Jak już wspominałem, pracowałem dla japońskiej, a tak dokładniej tokijskiej mafii Yakuzy, a moją działką było doręczanie broni. Pewnej nocy dostałem zlecenie za niezłą sumę pieniędzy, więc zaniosłem pistolet na adres odbiorcy. W ogóle nie zauważyłem jego twarzy, odbyło się to jak zawsze:
 „Masz, a teraz kasa.” i koniec. Zabrałem pliczek banknotów i bez obaw wróciłem do domu, myśląc, jak wydam pieniądze. Następnego dnia zgarnęła mnie policja pod zarzutem morderstwa. Na komisariacie wytłumaczyli mi, że na pistolecie, którym dokonano zbrodni, znaleziono tylko moje odciski palców. Ale ja wiedziałem, że tak naprawdę to mój ostatni „klient” był winien. Dostałem jakiegoś słabego adwokata, kłóciłem się z sędzią na rozprawie, ale bez efektu. Uznano mnie winnym i trafiłem do więzienia. Nie mogłem wytrzymać, więc w nocy wymknąłem się, używając przy tym zapalniczki znalezionej w mojej celi. Nie mam pojęcia, ile czasu stałem przed kratą w oknie z tym małym płomykiem, aby w końcu stal rozgrzała się i ugięła tworząc otwór dla mojej głowy, bo reszta ciała z łatwością prześlizgnęła się przez barierki. I tak znalazłem się tutaj. Takanori Matsumoto, dla niektórych Ruki, lat 22.

            Po męczącym biegu przez pół miasta wróciłem do swojej niewielkiej kawalerki przed 9 rano. Nie mając nic sensownego do roboty, włączyłem pierwszy lepszy kanał telewizyjny.

-Wiadomość z ostatniej chwili! Tokijski morderca uciekł z więzienia i przebywa na wolności! Prosimy o szczególną uwagę. Na szczęście policja próbuje namierzyć przestępcę.- mówiła jakaś młoda prezenterka wiadomości.

„No tak, mogłem się tego spodziewać?”- pomyślałem. Chwyciłem swoją komórkę i cisnąłem nią
o ścianę. Małe, czarne urządzenie roztrzaskało się na kawałki, dla pewności wrzuciłem go do toalety. Przynajmniej nie namierzą mnie satelitarnie. Dobrze, że wtedy nie miałem przy sobie żadnych dokumentów, bo zapewne policja już by tu była. Spojrzałem na zegar : 9.10. Byłem śpiący, po takiej akcji należał mi się odpoczynek, więc zmieniłem ubrania, wyłączyłem telewizor i zanurzyłem się w słodkiej krainie snu.

            Kiedy obudziłem się było grubo po 14. Wziąłem szybki prysznic, zmywając z siebie brud
 i stres. Odświeżony przygotowałem pomidorówkę. Połykając kolejne łyżki zupy, zastanawiałem się, co z sobą zrobić. W końcu zdecydowałem się na spacer po parku. Wciągnąłem na siebie czerwoną bluzkę, której długie rękawy podwinąłem do łokci, czarne rurki, białe trampki i okulary przeciwsłoneczne. Tlenione blond włosy porządnie rozczesałem, po czym ułożyłem kilka krótkich kosmyków na czoło, resztę, czyli tył, lekko nastroszyłem. Na swoim prawym nadgarstku zapiąłem szeroką pieszczochę z ćwiekami i kilka czarnych rzemyków- uwielbiałem rocka. Była to jedna
z pierwszych rzeczy, jakie sobie przypomniałem po wybudzeniu ze śpiączki. Kiedy jakaś pielęgniarka w szpitalu puściła Luna Sea w radiu wszystko związane z Visual Kei wróciło mi do głowy. Tak przygotowany opuściłem swoje mieszkanie i udałem się w stronę parku.
           Była piękna, słoneczna wiosna. Wszystko budziło się do życia: rośliny, zwierzęta, ludzie oraz miłość!  Ech, miłość… Jest to rzecz najbardziej pożądana przez każdego człowieka, lecz tylko ci, którzy o nią zawalczą, otrzymują to szczęście. Podobno przez całe moje życie byłem tylko
w jednym związku, tak przynajmniej mi powiedziano, bo nie pamiętałem. Chciałbym doświadczyć tego czucia jeszcze raz, abym mógł się nim zachwycać na nowo i cieszyć się tą drugą osobą. Udałem się do miejsca, gdzie podobno zatrzymuje się czas i uwalnia się od codziennej bieganiny za impulsywnym życiem- do Parku Cesarzy. Lubiłem tutach chadzać i patrzeć na piękne lilie na tafli małego oczka wodnego przy pałacu. W drodze rozmyślałem o uczuciach, nawet nie zauważyłem,  kiedy wpadłem na jednego z przechodniów.

-Przepraszam.- rzuciłem do chłopaka. Już miałem go wyminąć i iść dalej, kiedy nieznajomy zatrzymał mnie.

-Zaczekaj, kogoś mi przypominasz.- przyjrzał się uważnie mojej twarzy i badał moje oczy.- Takanori?- zapytał niepewnie.

-Tak, a ty kim jesteś?- odpowiedziałem wolno również przyglądając się nieznajomemu.

Chłopak wyglądał na tyle lat co ja i był wyższy ode mnie o pół głowy. Jego nos zakrywała biała opaska, wąskie, ciemnozielone oczy emanowały tajemniczością, a wargi zaciśnięte w prostą linię dopełniały ten obraz. Blond grzywka na lewe oko oraz nastroszony, krótki irokez dodawał mu charakteru, a po glanach, łańcuchu przy czarnych spodniach oraz bransoletach z ćwiekami było widać, że również gustuje w cięższych klimatach muzyki.

-Akira Suzuki, Reita. Pamiętasz mnie?- przedstawił się, a ja wytężyłem swoją pamięć, aby znaleźć w niej tego blondyna. Niestety, na marne. Wykańczały mnie takie pytania. Każdy chciał, abym akurat jego pamiętał. ale miałem wypadek, byłem w śpiączce i mam prawo nie pamiętać jakiegoś wuja, kuzyna i innych krewnych...

-Przepraszam, ale nie pamiętam.- przyznałem.

-Własnego przyjaciela?- zdziwił się. „Przyjaciel? Miałem w ogóle kogoś takiego?”
.- Nikt ci nie opowiadał?- zapytał.

Pokiwałem przecząco.
-Ech....Chodź, to ci wszystko wyjaśnię
Zawahałem się, ale postanowiłem pójść z Akirą.

Spokojnym, spacerowym krokiem wędrowaliśmy przez kolejne alejki zabytkowego parku. Reita opowiedział mi, że pięć lat temu zagadaliśmy do siebie na koncercie. Okazało się, że chodziliśmy do tej samej szkoły, tylko innych klas. On przedstawił mi swojego przyjaciela Kouyou Takashimę- Uruhę i razem założyliśmy zespół J-rockowy. Podobno szybko się rozpadł, ale powrócił jako „Gazetto” w składzie: ja (wokal), Akira (bas), Uruha (gitara), Aoi- Yuu Shiroima (gitara) oraz Kai- Tanabe Yutaka (perkusja). Szło nam dobrze, nawet wydaliśmy singla, tylko mój wypadek samochodowy wszystko przerwał. Oni myśleli, że umarłem i dlatego nie odwiedzali mnie
w szpitalu. Akira oczywiście opowiedział mi skrót tego wszystkiego, ale wspomniał o niektórych wybrykach. W głębi serca miałem wielki żal do moich rodziców, ponieważ, jak pytałem o jakiś znajomych, czy przyjaciół, oni nic nie mówili. Mało tego nawet nie powiadomili chłopaków o tym, że w ogóle przeżyłem. Czyżby ich nie akceptowali? Nawet gdyby, to nie powinni mnie okłamywać. Nie mogłem w to uwierzyć.

-Robisz coś jutro?- zapytał nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

-Nie.- odpowiedziałem bez namysłu.

-Wiesz, w domu mam album ze zdjęciami, mógłbym wpaść do ciebie. Może coś by ci się przypomniało, jak je pooglądasz?- zaproponował.

-Czemu nie, a wiesz, gdzie mieszkam?- zapytałem. Blondyn pokiwał kiwnął głową, że wie.
-. To wpadnij około 17, ok?

-Dobra będę. To do jutra!- pożegnał się i poszedł w swoim kierunku.

-Pa.- rzuciłem i jeszcze chwilę pospacerowałem, po czym wróciłem do domu.

*

Następny dzień godzina 16.40

            Już od pół godziny ogarniałem swój dom. Złożyłem łóżko, odkurzyłem w pokoju, umyłem naczynia i wytarłem wszystkie meble. Schowałem środki czystości do szafki w łazience i zabrałem się za siebie. Już wcześniej byłem umyty, teraz musiałem tylko zmienić ciuchy „po domu” na coś lepszego i ładniejszego niż popielate spodnie dresowe i lekko pomięty podkoszulek. Otworzyłem swoją szafę i wciągnąłem z niej białą koszulkę „w serek”, czarną bluzkę z rękawem ¾ , ukochane, lekko podarte spodnie oraz czarne trampki. Przy włosach dużo nie kombinowałem. Na ręce polałem trochę pianki do robienia loków i delikatnie nałożyłem ją na kosmyki.
      Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyłem je i zobaczyłem oczekiwanego gościa- Akirę. Po przywitaniu zaproponowałem mu coś do picia, poprosił o małą kawę, więc przygotowałem ten napój zgodnie z jego prośbą. Kiedy podałem gorący, czarny napar, mój kumpel ze swojej torby wyjął całkiem duży album. Usiadłem obok chłopaka, po czym cofnęliśmy się w czasie. Reita omawiał po kolei każde zdjęcie: to z jakiegoś występu w klubie, ze szkoły, z różnych naszych spotkań a także tych zrobionych dla żartu, aby uwiecznić jakąś przelotną, zabawną chwilę. Właśnie pokazywał mi fotografię z naszego pierwszego ważnego koncertu, gdy nagle drzwi z kopniaka otworzyło trzech funkcjonariuszy.

-Policja!- wydarł się jeden z nich.- Pójdzie pan z nami na komisariat!- wskazał na mnie.

Nie wstałem. Nadal siedziałem na swojej białej kanapie i niewzruszony przyglądałem się całej sytuacji. Dwóch  z mężczyzn podeszło do mnie i zmusiło, abym wstał. Byli zbyt silni, więc nie mogłem nic zrobić prócz wyrywania się i kopania nogami. Nagle, jakby ich wielkie dłonie puściły moje drobne ramiona i oswobodziły mnie. Napakowani policjanci padli jak dłudzy, a w mojej obronie staną Akira i znienacka mocno przyłożył trzeciemu, ten również upadł. Złapał mnie za nadgarstek i szybko uciekliśmy z mojego mieszkania, następnie ulicy i tak opuściliśmy moją dzielnicę. Przepychaliśmy się przez przechodniów, mijając kolejne budynki.

            Adrenalina robiła swoje, dodawała nam siły w nogach i biegliśmy niezmordowanie przez ruchliwe Tokio. Akira w biegu również pozbył się swojej komórki, rzucając ją na jezdnię, aby urządzenie rozjechały samochody. Po czym uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem gest.
   Słońce powoli znikało za domami, barwiąc niebo na pomarańczowo, a my ciągle skręcaliśmy
w jakieś uliczki, aby jak najdalej uciec. W końcu dodarliśmy do jakiegoś nieznanego nam parku. Trochę to nam zajęło, więc było ciemno i włączono już latarnie, aby dawały jakąś namiastkę światła w tej dżungli. Usiedliśmy pod wielkim, rozłożystym dębie i próbowaliśmy uregulować nasze oddechy. Pierwszy zrobił to Akira.

-Dlaczego ściga cię policja?- zapytał.

Złapałem głębszy oddech i zacząłem opowiadać o wszystkim, co się stało: jak dostałem się do Yakuzy, co było moim zadaniem, o tym przeklętym zleceniu, odciskach palców na pistolecie, rozprawie w sądzie, więzieniu, no i ucieczce z niego.
On nic nie skomentował, po prostu przyjął do wiadomości. Po chwili ciszy odezwał się:
-Będę cię chronić.- zapewnił i odwrócił głowę w moją stronę.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Co prawda mógłby, ale nie chcę go mieszać w swoje sprawy, bo w efekcie końcowym obaj możemy mieć wielkie problemy. A to ja je miałem, nie Akira. Naprawdę go polubiłem, ale nie chciałbym go tak narażać.

-Nie musisz.- odparłem słabo.

-Nie muszę, ale chcę. Chcę być blisko ciebie i zapewnić ci bezpieczeństwo.- powiedział poważnie, a ja czułem na  moich policzkach pojawia się rumieniec
.- Pozwól, że coś ci przypomnę.

Blondyn powoli przybliżył się do mnie i złączył nasze czoła, przez co patrzeliśmy sobie w oczy.
W jego zielonych tęczówkach znajdowałem lek na uspokojenie, delikatność i wrażliwość. Po chwili przymknął powieki i obdarzył mnie pełnym niepewności pocałunkiem. Gwałtownie odskoczył ode mnie i już miał coś powiedzieć, gdy ja mu przerwałem i ponownie złączyłem nasze usta. W tym momencie do mojej pamięci powróciły wspomnienia związane z chłopakiem. To z nim byłem w jedynym moim związku. Ta chwila była niezwykła. Jakby prawdziwe uczucie przywróciło do życia zapomnianą historię, wymazaną dogłębnie z mojego mózgu. A jednak.... Chciałem jeszcze dłużej rozkoszować się tym momentem, ale brak powietrza zmusił nas do oderwania się od siebie. Jednak coś czuję, że takich magicznych chwil od dziś będzie jeszcze więcej.

-Wiesz, że cię kocham i nie pozwolę aby coś ci się stało.- wyszeptał mi do ucha.

-Teraz już wiem. Pamiętam.- powiedziałem równie cicho.
- Ja też cię kocham.- wyznałem i wtuliłem się w chłopaka, a on objął mnie mocno jakby się bał, że zaraz ulotnię się i zniknę z jego życia.

            W tym momencie czułem, że istniejemy tylko my, a cały świat zniknął. Policjanci, ucieczki i grożące nam więzienie przy nim nie istniały. W jego ramionach mogłem zatopić wszystkie smutki, zmartwienia i kłopoty tego świata. Czuję, że miłość zakwitła w moim sercu na nowo. Ona uśpiona czekała tylko, aż wpadnę na odpowiednią osobę, by ta przywróciła do życia to piękne uczucie.

 Koniec

____________
Sorry za takie odstępy, ale nie chce mi się teraz bawić w cofanie tego.
Tle od mnie. Do zobaczenia:
~Kayl

1 komentarz: