wtorek, 24 grudnia 2013

(nie do końca) Świąteczny prezent- "A(iko)BC"

Ohayo~
Na początku chciałabym Wam życzyć spokojnych, miłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Abyście szczęśliwie spdzili ten czas i zapomnieli o wszelkich zmartwieniach (oraz wielu prezentów pod choinką ^^). Hucznego i wesołego powitania nowego 2014 roku! Aby był lepszy dla nas wszystkich i bogatrzy w sukcesy. Tyle z oficjalnych życzeń :3
Póki co mamy święta i cieszę się, że skończyłam pisać prezent. Daję Wam go dzisiaj, ale radzę przeczytać trochę później. Nie jest on zbyt lekki bo ma bardziej poważną tematykę. Ale oczywiście to tylko moja sugestia.
Tak czy inaczej. Zapraszam.


Tytuł: „A(iko) Black Circus”

Od autorki: Jest to opowiadanie zainspirowane piosenką Egoist- „Euterpe”, która ładnie oddaje melodią większość wydarzeń w opowiadaniu. Niektóre fakty są ciut zmienione, więc nie bądźcie na mnie za to jakoś szczególnie źli ;w; Mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba. Zapraszam do czytania. I przepraszam za te odstępy  TT.TT

Beta: ?
___________

Żyłam w bardzo nieprzewidywalnym okresie historii. Wszyscy ludzie z zapartym tchem obserwowali czy aby zaraz nie zawrze kolejny atak gniewu. Po wielkim wybuchu w Hiroshimie i Nagasaki można było spodziewać się wszystkiego ze strony USA. Każdy żył w strachu o jutro, bieda dogłębnie zagnieździła się w większości domów, brakowało nadziei, chwili odpoczynku od problemów dnia codziennego. Mimo tego nas, dzieci chroniono przed smutkiem. Dzięki temu prawie każde z nas miało normalne dzieciństwo.

„Ohayo, nazywam się Yoshimoto Aiko. Mam 7 lat i w tym roku poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Mieszkamy z rodzicami i moją dwa lata młodszą siostrzyczką- Toru w Osace. Mamy domek w oryginalnym japońskim stylu, tak jak reszta w tej dzielnicy i jesteśmy zupełnie normalną rodziną. Tata pracuje w dobrej firmie, ale znajduje czas na koniec tygodnia aby się z nami pobawić, a mama pilnuje nas w domu, gotuje posiłki, odprowadza mnie do szkoły i zawsze pomoże jeżeli mamy jakiś problem. Razem z Toru codziennie wychodzimy na polankę niedaleko ścieżki gdzie przychodzą też moi koledzy, koleżanki i wspólnie spędzamy tam popołudnia. Czasami zazdroszczę mojej siostrzyczce, bo ona ma jeszcze dwa lata swobody, gdzie nie musi martwić się o prace domową, sprawdzian albo czy ma jakąś lekturę do przeczytania. Z kolei ona już nie może się doczekać pierwszej klasy, bo uważa że to wielka frajda. Zapamiętam te słowa, a potem jak będzie narzekać to specjalnie jej przypomnę. Tak, sprzeczamy się czasem i dogryzamy sobie- jak to rodzeństwo, ale najczęściej idzie o to, w co się mamy bawić lub czyja lalka jest zaproszona na bal. Wtedy do akcji wkracza mama i wspólnie znajdujemy rozwiązanie. To chyba tyle jeżeli chodzi o naszą rodzinkę.”

-Mam nadzieję, że to wystarczy.- pomyślałam kończąc ostatnie zdanie pracy domowej.

Pani wychowawczyni kazała nam napisać coś o sobie i naszej rodzinie w ramach pierwszej pisemnej pracy. No tak... Minęło już pięć miesięcy od kwietnia i już zdążyliśmy bardzo dużo się nauczyć.

-Aiko, Toru za chwilę obiad!- usłyszałam i szybko zerwałam się na równe nogi aby pomóc mamie nakryć stół. Toru również. Szybko odgarnę swoje czarne, długie włosy, odłożyła książkę z wierszykami i pobiegła ze mną do kuchni.

-Już jesteśmy, mamo.- powiedziałyśmy chórem, gdy dotarłyśmy do pomieszczenia. Wszędzie roznosił się zapach ramenu i ryby. Kobieta wręczyła nam łyżki i miseczki do zupy oraz pałeczki. Wszystko postawiłyśmy na stół i zaczęłyśmy rozkładać. Po chwili do stołu dołączył tata i mama z garnkiem zupy. Rozmawialiśmy o tym jak minął nam dzień. Co nowego w pracy, szkole. Oczywiście ja zawsze miałam dużo do opowiadania dlatego nie raz rodzice mówili abym lepiej zajęła się obiadem.

Po zjedzeniu i odniesieniu naczyń do kuchni wróciłyśmy do naszego pokoju. Miałyśmy mały, ale przytulny pokoik. Pomalowany na kremowo, z dużym oknem i zasuwanymi drzwiami w kwiaty. Na ścianach były powieszone nasze rysunki, choć głównie Toru, bo to ona uwielbiała rysować. Ja wolę lepić z plasteliny i gliny znalezionej przy jeziorze. W jednym koncie stoi ciemne biurko a obok niego szafka z moimi książkami, atlasami oraz przyborami do rysowania siostry. Na parapecie okna hodujemy roślinki, które z niego zwisają. Pod nimi mamy swoje posłania. Oczywiście obok siebie, bo Toru lubi się do mnie przytulać. Obok nich mała lampka, a kawałek dalej szafa podzielona na pół. Jest jeszcze kącik zabaw gdzie trzymamy domek dla lalek, ubranka dla nich, piłki, skakanki i różnego rodzaju maskotki.

- Mogłybyśmy wyjść na dwór...- zaproponowałam. Popatrzałam na zegar. Była już 16, więc wypadałoby zjawić się na podwórku.

- Tak, wyjdźmy!- podzieliła mój pomysł siostra.

Szybko otworzyłyśmy szafę i przebrałyśmy się. Na dworze nie było zbyt ciepło więc wybrałam nam bluzy i leginsy, aby było wygodnie. Wyszłyśmy z pokoju zasuwając drzwi za sobą i pobiegłyśmy do mamy.

-Mamo, możemy wyjść na podwórko?- zapytałam.

-Oczywiście, tyko pilnuj siostry i wracajcie szybko jak słońce będzie zachodzić. Dobrze?

-Tak jest!- potwierdziłam i poszłyśmy do przedpokoju aby ubrać buty no i wzięłam cienki szalik dla Toru. Tak na wszelki wypadek.

Po wyjściu z domu szybko skierowałyśmy się w stronę gdzie mieszkała nasza koleżanka Yuko, potem do Taka-chana, który był z nas najstarszy bo miał 10 lat i na końcu po Kazu-chana, trochę młodszego kolegę Taki. To była nasz zgrana paczka. Mimo różnic wieku dogadywaliśmy się i lubiliśmy ze sobą spędzać czas. Tak więc zebraliśmy skład i udaliśmy się na naszą polankę. Sami ją kiedyś znaleźliśmy przypadkiem gdy sobie spacerowaliśmy. To bardzo fajne miejsce. Jest spora przestrzeń gdzie można bawić się w berka, dużych drzew idealnych na kryjówkę w chowanego, płytki strumyczek, gdzie możemy się pluskać latem, a przy nim sporo gliny, z czego ja jestem najbardziej zadowolona. Gdzieś koło wielkiego krzaku zakopaliśmy butelkę z listem. To nasza mała kapsuła czasu. Tak mniej więcej wygląda nasze życie na tej polance.

-Dobra, w co się bawimy?- zapytał Kazu, gdy dotarliśmy na miejsce.

-W dom!- zaproponowała Toru.

-Nie... To nudne jest.- sprzeciwił się chłopak.

-Chowanego?- mała nadal próbowała coś wymyślić.

-Było wczoraj.- zauważyła Yuko.

Nastała cisza. Każdy chyba myślał, w co możemy się pobawić, gdy nagle odezwał się Taka:

-W piratów!

-Taaak!- odkrzyknęliśmy zgodnie chórem.

I tak zaczęła się zabawa. Chłopcy byli jedną załogą, a dziewczyny drugą. Znaleźliśmy małe patyki i to były nasze miecze. Taka ze swojej chustki na szyi zrobił sobie opaskę na oko, a ja pożyczyłam sobie szaliczek Toru i zawiązałam go sobie na głowie. To tak, żebyśmy się wyróżniali, bo byliśmy kapitanami naszych okrętów, czyli wielkich kamieni na strumyku. Bawiliśmy się w zakopywanie skarbu, ucieczki, bitwy morskie. Jeden temat a ile można wymyślić sposobów na radochę! Kiedy słońce zaczęło pomału chować się za drzewa uznaliśmy, że kończymy na dzisiaj i wracamy do domów.

Spacerowaliśmy sobie naszą, opracowaną już ścieżką i rozmawialiśmy o wszystkim. Zaczynaliśmy zbliżać się już do naszej dzielnicy, bo pojawiła się już dróżka dla wozów. Usłyszeliśmy stukanie podków. Przyjrzałam się i zauważyłam powóz, który ciągnęły dwa, brązowe konie. Ślicznie wyglądały. Nagle stanęły. Z karety wyszedł wysoki pan z peleryną, czarnym płaszczem, spodniami i kapeluszem.

-Aiko?- zwrócił się do mnie uśmiechnięty pan w kapeluszu.

Zdziwiłam się. Serce zaczęło mi jakby bić szybciej. Niepewnie ze stresu zaczęłam się jąkać. No bo skąd nieznajomy zna moje imię?- T-tak.

-Miło mi poznać. Dzieci pożegnajcie się z koleżanką. Idzie ze mną.- powiedział nagle pan.

-Co?!- zdążyłam wykrzyczeć, gdyż mężczyzna zasłonił mi usta swoją dłonią w białej rękawiczce, a drugą złapał mnie w pasie i podniósł.

-Aiko!- krzyknęła ze łzami w oczach Toru.

-Ma pan ją zostawić!- wydarł się Taka.

-Nic mi nie zrobisz smarkaczu.- zakpił.

Poczułam teraz, że rękawiczka jest trochę mokra. Zaciągnęłam się powietrzem. raz, drugi, trzeci aż w końcu wszystkie krzyki przyjaciół ogłuchły. Przestałam słyszeć i czuć.

Obudził mnie stukot. Powoli otworzyłam oczy. Byłam w jakimś małym pomieszczeniu, które się poruszało. Tak, to chyba bryczka. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Byłam związana. Spanikowałam. Zaczęłam krzyczeć o pomoc, ale jedyne co usłyszałam to tylko przekleństwa i rozkazy abym była cicho. Szamotałam się, ale to nic nie dało, bo lina mocno przylegała do mojego ciała, a supeł był z tyłu. Zaczęłam poważnie myśleć co teraz może się stać. Jedno było pewne- zostałam porwana. Ale co dalej będzie- nie mam pojęcia. Pewnie mama z tatą już dowiedzieli się od Toru co się stało. Martwią się teraz o mnie. Chciałabym teraz ich zobaczyć.
„Chcę wrócić do domu! Niech to się zatrzyma! Macie mnie wypuścić!”

Godzinę później...

„Mam już tego dosyć- a to dopiero początek. Coś złego się stanie. Czuję to.”

W końcu powóz zatrzymał się. Drzwiczki otworzyły się i do pomieszczenia wszedł ten okropny pan. Wziął mnie na ręce- nie rozwiązywał. Szkoda... Może udałoby mi się uciec, bo dosyć szybka jestem. Zamknął bryczkę po czym ktoś się zjawił i odczepił konie od wozu. Pan nawet nie podziękował. Po prostu szedł ze mną na rękach do jakiegoś dużego, szarego budynku. Było to pustkowie. Oprócz tej burej cegły na środku i stajni przy niej nie było żadnego domu. Dookoła las i jedna polna ścieżka.

„Coś okropnego mnie tu spotka”
Weszliśmy do budynku, po czym mężczyzna posadził mnie na fotelu i łaskawie rozwiązał mówiąc:

-Jeżeli zaczniesz się szarpać na miejscu odetnę ci dłoń.

Przestraszyłam się i ani drgnęłam. Oddech mi przyśpieszył. Serce waliło w obawie.

-Grzeczna dziewczynka.- pogłaskał mnie po głowie.- A teraz idziemy dalej, wstawaj.- posłusznie wstałam z fotelu a pan złapał mnie za rękę i poprowadził do jakiegoś pokoju.

Ściany budynku był tak samo szara wewnątrz jak i na zewnątrz. Wiele długich, takich samych korytarzy. Wiele numerków na drzwiach, a zza nich czasami dało się słyszeć psychopatyczny śmiech, wołanie o pomoc lub krzyk. Zaczęłam mieć drgawki ze strachu od samego słuchania tych dziecięcych głosów. Czy ze mną będzie tak samo? Co oni chcą mi w ogóle zrobić? Po tej przechadzce korytarzami w końcu zatrzymaliśmy się pod salą 113.

-Tam już pójdziesz sama.- powiedział pan i nacisną na klamkę.

W środku stała młoda pani ubrana w biały fartuch i rękawice. Za nią znajdowała się wanna z prysznicem. Weszłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Przyglądałam się chwilę gołym ścianom i małym szafką na nich.

-Rozbierz się. Muszę cię dokładnie umyć przed inspekcją.- powiedziała oschle.

Inspekcją.... To słowo odbijało się w mojej głowie przez całą kąpiel. Pani dokładnie namydliła mnie i porządnie umyła moje długie włosy używając wielu płynów. Spłukała i kazała wyjść z wanny. Dała mi duży ręcznik abym się wytarła, a gdy już to zrobiłam podała mi do ubrania bieliznę oraz dużą koszulkę, która sięgała mi aż po kolana. Na jej krótkich rękawach był czerwony pasek, a na jednym widniała liczba 103. Pani wysuszyła mi włosy i uczesała je.

-Teraz idziemy.- powiedziała i poprowadziła mnie do następnego pomieszczenia.- Panie Hido to już ostatnie.- rzekła i pochyliła głowę.

Stanęłam w rzędzie, tak jak mi kazano, obok innych dzieci. Na pewno nie było nas 103, tylko 14 co szybko policzyłam. Chłopcy i dziewczynki- wszyscy byli ubrani w te same koszulki, tylko numerki przy rękawach szły ode mnie malejąco. Każde z nas miało ta samą przestraszoną minę i delikatnie drgające dłonie. Każde z nas chyba obawiało się co teraz nastąpi.
„Ciekawe czy mnie szukają...”
-Witam was. A więc zostaliście wybrani, aby godnie prezentować mój cyrk. Czujcie się zaszczyceni. Jednak muszę z waszej 14 wybrać najlepszą 3 z was. Hm... zobaczmy.- powiedział pa Hido. To ten pan, który mnie tutaj przywiózł. Miał na sobie teraz inne ubranie, ale kapelusz ten sam. Mężczyzna wstał z fotelu i podszedł bliżej naszego rzędu. Stałam na końcu.

Uważnie przyglądał się pierwszej osobie w „kolejce”. Chłopiec wyglądał na trochę starszego ode mnie. Stresował się to było widać po nim.

-Twoje imię?- zapytał mężczyzna.

-Shiro.- odpowiedział lekko drżącym głosem.

-Witamy w cyrku.- rzekł pan Hido i poprosił chłopaka aby wystąpił.- Kolejna istotka.- podszedł do kolejnej osoby.

Tym razem więcej chwil poświęcił na obejrzenie „numeru 70”. Była to mała dziewczynka, może nawet w wieku Toru, o krótkich kasztanowych włosach i dużych oczach. Na pewno jedno z jej rodziców nie było z Japonii. Szkoda mi się jej zrobiło, bo wyglądała jakby zaraz miała się popłakać.

-Nie nadaje się.- rzekł pan Hido.

Dokładnie to samo powiedział pozostałej 9. W „grze” zostałam ja, chłopak „102” oraz dziewczynka „101”. Popatrzał na naszą trójkę i powiedział:

-Ech.. nie wezmę dwóch dziewczynek... Za dużo. Wezmę ciebie Aiko.- zwrócił się do mnie.- Ty chłopcze również przechodzisz. Jak masz na imię?

-Akira.- odpowiedział pewnie. Chyba jako jedyny zachował zimną krew. Chłopak był pewnie w wieku Taka-chan... Jak nie ciut starszy....

Wybrano naszą trójkę, co dalej? Co z pozostałą 11 dzieci? Czy puszczą ich do domu? Niech oni chociaż wrócą do swych rodziców i przyjaciół!

-Zapraszam Aiko, Akirę i Shiro. Śmiało podejdźcie.- zachęcił. Wykonaliśmy polecenie.

-Proszę pana, a co z nimi?- zapytałam cicho.

-W właśnie! Ochrona!- zawołał, a po chwili w pokoju pojawiło się dwóch panów.- Proszę po kolei, każdego z nich- wskazał na 11 dzieci- zabrać do oazy spokoju.- mówiąc to uśmiechnął się pogardliwie.

-Im nic się nie stanie, tak?- dopytał Shiro.

-Ależ oczywiście każde z ni....- nie do kończył gdyż nagle usłyszeliśmy 11 huknięć.

Dym, a po chwili pojawiło się przed nami 11 leżących ciał i kałuże krwi. Zabili ich. Dlaczego?! Przynajmniej ich mogli stąd uwolnić! My byśmy byli ofiarami- nie oni! Do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam płakać i byłam w szoku. Obok mnie stał Akira, który nic nie mówiąc przytulił mnie. Wczepiłam się w niego mocno i próbowałam się uspokoić. Przypomniał mi Takę. On też kiedy płakałam, lub było mi smutno po prostu przytulał mnie i mówił:

-Wszystko będzie dobrze...- powiedział cichutko chłopak.
„Tak, dokładnie to samo mówił Takahiro.”

Gdy już troszkę ochłonęliśmy po tym okropnym wydarzeniu przeniesiono nas do innego pomieszczenia. Ściany, kafelki, poduszki- wszystko bielutkie i czyste. Powiedziano nam, że będzie to nasze mieszkanie. „Zostaliśmy swego rodzaju elitą.” Będziemy występować na arenie cyrkowej, ale wcześniej czeka nas jakiś zabieg. Jestem ciekawe co to będzie. Na razie mamy tu sobie żyć. Chociaż trudno będzie, bo nawet nie mamy posłań. Każdy z nas dostał po poduszce. „W pokoju jest ciepło, więc koce są zbędne.” Będziemy dostawać małe posiłki 3 razy dziennie, pigułkę anty wirusową oraz obowiązuje nas codzienny prysznic. „Abyśmy nie mieli bakterii.” To wszystko powiedział nam pan Hido. Ciekawe skąd taka dbałość abyśmy byli czyści jak łza...

-Teraz będziemy musieli tutaj ze sobą mieszkać. Szkoda, że nie ma tutaj jakiś innych przedmiotów.- zagadał Shiro gdy już zostaliśmy sami.

-Pozostaje nam tylko rozmowa...- stwierdził Akira opierając się o ścianie i powoli się z niej zsuwając.

Po chwili ja i Shiro uczyniliśmy to samo.
Dopiero teraz, gdy tak siedzieliśmy oparci o ścianę, przyjrzałam się chłopakom- moim współlokatorom.

~*~

„IMIĘ, NAZWISKO: SHIRO FUKUYA
LAT: 8
OGÓLNY WYGLĄD: NISKI, BLADA CERA, PIEPRZYK NA DOLE PRAWEGO POLICZKA, CIEMNOBRĄZOWE, KRÓTKIE WŁOSY, LEWE OKO NIEBIESKIE, PRAWE ZIELONE”


„IMIĘ, NAZWISKO: AKIRA TAKECHI
LAT: 11
OGÓLNY WYGLĄD: WYSOKI, PÓŁDŁUGIE, CZRNE WŁOSY Z DŁUGĄ GRZYWKĄ, BRAK ZNAMION, JASNOZIELONE OCZY
ZNAKI SZCZEGÓLNE: DUŻA BLIZNA NA LEWYM PRZEDRAMIENIU”
~*~

Trzy miesiące później

Przez ten czas wiele już przegadaliśmy, a dzięki temu dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o sobie. Polubiłam tych dwóch, oni chyba mnie też. Mam taką nadzieję. Ale mimo tego codziennie tęskniłam do rodziców, Toru i moich przyjaciół. Spokojnie przepłakałam już wiadro łez. Pod ręką miałam zawsze Akirę. Z nim jakby najbardziej się zaprzyjaźniłam, a to dlatego, że przypominał mi Taka-chana. Poza współlokatorstwem ostatnio zauważyliśmy, że zaczynają nas obserwować. Poza tym mieliśmy dokładne mierzenie. Nie tylko wzrost. Sprawdzali nam również obwód głowy, klatki piersiowej, ud, długość stupy. U Akiry dodatkowo szerokość ust i wielkość nosa. To było dziwne, trochę podejrzane... Ale cóż. Żadne z nas nie ma dokładnej teorii po co im te wszystkie wymiary. Wspomniałam, że nie dostaliśmy dzisiaj śniadania tylko pigułkę oraz szklankę wody.

Nagle drzwi się otworzyły.

-Doczekaliście się. Trzy miesiące czekałem na ten moment. Zapraszam was wszystkich.- powiedział pan Hido.

Niepewnie wstaliśmy i podążyliśmy za mężczyzną. Znowu nie obyło się bez kilku psychopatycznych śmiechów i żałosnych jęków rozpaczy. Wzdrygnęłam się, ale po chwili za ręce złapali mnie chłopacy, jakby chcieli mi dodać otuchy. Byłam dla nich ja młodsza siostra, a oni dla mnie starszymi braćmi. Uśmiechnęłam się delikatnie.

Nasza wędrówka skończyła się przed drzwiami sali 95.

-Tutaj muszę przyjąć każdego z was osobno. Na początek poproszę Aiko.- uśmiechną się do mnie.

Spuściłam głowę i popełzłam za nim. Usłyszałam jeszcze ciepły głos Akiego „Spokojnie, będzie dobrze.” i białe, dwuskrzydłowe wrota zatrzasnęły się za mną. Było tu wiele szafek naściennych, batów i wielka szafa. Na wierzchu nie było żadnego sprzętu ani dekoracji, chyba że duży fotel na środku. Poproszono abym usiadła na nim wygodnie. Nie nazwałabym tej pozycji siedzącą tylko półleżącą, ale szczegół. Po chwili pan Hido przywiązał mnie pasami na nadgarstkach i przy stopach. Nie reagowałam. Ale czemu? Przecież mogłam się wyrywać, co mogłoby się niemiło skończyć... Następnie, gdy już założył białe rękawiczki, wstrzyknął mi coś do żyły. Minuta i czułam się rozluźniona. Zaczęłam się śmieć bez powodu i bredzić od rzeczy. Ale z każdą kolejna chwilą wyciszał mi się słuch. Coraz mniej słyszałam, ucichłam i miałam obraz jakby za mgłą. Ktoś jeszcze wchodził... Tyle pamiętam...
~Chrup~
Coś pękło.

~Miału~
Kot? Gdzie?
~Ha! Ha! Ha!~
To takie zabawne.
 
~Czerwone kwiaty?!~
Na moich dłoniach.


Powili otworzyłam oczy. To nie był nasz biały pokoik raczej wielki cyrkowy namiot rozłożony na świeżym powietrzu. Podniosłam się delikatnie z ziemi, ale w oczy rzuciły mi się moje ręce, a raczej łapy. Miałam białe łapki z ostrymi pazurkami ukrytymi pod sierścią. Usiadłam po turecku i podrapałam się po głowie. Kolejna niespodzianka. Trochę szpiczaste, małe uszka. Obok mnie leżał mój bielutki ogon. Co jest grane? Wstałam i obejrzałam się z każdej strony. Byłam pół kotem do tego ubrana w porządne. Miałam na sobie białą, lejącą sukienkę do kolan. Pod biustem przewiązana czarną kokardką. Pod spodem czarną koronkową bluzkę na długi rękaw aby zakrywały mi ludzkie ręce. Oczywiście w sukience był otwór na mój ogon. Włosy z tego co się zorientowałam miałam upięte w kok z cieniutkimi warkoczykami ozdobiony kwiatami i koralikami. Kilka kosmyków zwisało przy twarzy i miałam prostą grzywkę.

-Dalej, nie będę czekać aż łaskawie przyjdziesz do jutra!- wydarł się czyiś głos.

Po chwili do namiotu wszedł jakiś pan ciągnący za sobą...

-Akira.- powiedziałam cicho. Boże Akira, co oni z tobą zrobili?!

Chłopak wyglądał jak pół wilk. Miał przeszczepione uszy, ogon oraz zamiast zwykłych zębów miał kły zwierzęcia. To okropne co oni z nami zrobili... Na szyi miał obrożę z kolcami i łańcuchami, które łączyły ją z poszarpaną, szarą bluzką. Do tego ciemno granatowe spodnie i długie czarne buty. Na rękach miał jeszcze po dwie skórzane bransolety połączone również łańcuchem. Wyglądał jak jakaś bestia.

-O proszę! Nasza nowa gwiazda już jest.- zawołał spoglądając na mnie.- A więc od dziś jestem waszym treserem. Ty mała będziesz kocia akrobatką, a ty cyrkowym wilkiem... Zaczynamy!- oznajmił.

~*~

Przez tamten miesiąc miałam wiele ciężkich treningów na równoważniach umieszczonych na różnych wysokościach, uczyłam się robić salta, stać na rękach, wyginać się i rozciągać swoje ciało. Za każdy błąd karano mnie uderzeniem bicza. W twarz, rękę- różnie. Nie zobaczyłam do tej pory Shiro. Jedynie klatkę obok mieszkał Akira. Tak, żyliśmy od tej pory w brudnych klatkach. Gdy nas pilnowano nie mogliśmy rozmawiać, jednak gdy nikogo nie było pocieszaliśmy się nawzajem i wspieraliśmy, aby wytrwać jakoś te męczarnie. To było okropne, ale nie najgorsze...

~*~

Dzisiaj nie zastałam Akiry w klatce obok. Spanikowałam. Ale nagle pojawił się trener i powiedział, że mam się nie martwić. Ponoć wszyscy będziemy mieli „zaszczyt” wystąpić we własnych spektaklach. Z tej okazji każdy z nas miał otrzymać swoją małą arenę a Aki już ją otrzymał. Pozwolono mi wyjść z klatki. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale na pewno było już po południu. Jeszcze nie otrzymałam swojego kąta, więc postanowiłam przejść się. Po wyjściu z „sali treningowej” udałam się w głąb wioski cyrkowej. Mijając kolejne kolorowe namioty zauważyłam kilka prętów klatki. Wychyliłam się lekko zza góry drewnianych skrzyni, aby coś więcej zobaczyć. Klęczał w niej jakiś chłopiec a jego ciało oplatały węże. Jego biała koszula i szare spodnie były trochę nasiąknięte śluzem zwierząt. Miał rozmierzwione blond włosy, jedno oko niebieskie, drugie zielone i był bardzo blady. Gdy przyjrzałam się zauważyłam na jego twarzy, nadgarstkach i stopach były zielone łuski oraz pieprzyk na policzku. To Shiro! Jego szaleńczy wzrok z pasją krążył wokół jadowitych węży. Zasyczał niczym one pokazując przy tym swój przecięty na pół język po czym spojrzał w moja stronę. Uśmiechnęłam się lekko do niego, a on szyderczo odwzajemnił gest. Po chwili przyszło jakiś dwóch mężczyzn i zabrało klatkę razem z Shiro do szaro-niebieskiego namiotu.

-Nie ma co się gapić mała... To wyższa klasa, tacy jak my nie mamy szans z treserami i zaklinaczami. Szychy jedne....- odezwał się jakiś dziewczęcy głos. Lekko przestraszona nagle odwróciłam się.

Słowa należało do wysokiej, starszej dziewczyny. Jej ciało nie było przeszczepione, wyglądała jak zwykły człowiek. Patrzała na mnie lewym, złotym, smutnym okiem, ale uśmiechała się delikatnie. Na prawym miała opaskę przyozdobioną różowymi kwiatami wiśni. Jej długie czarne włosy związane były w warkocz na prawą stronę, a kilka krótszych pasm zakrywało jej czoło. Była ubrana w białe, skrócone kimono. Rękawy sięgały do łokci, a rozkloszowany dół na wielu halkach do kolan. Przy każdym brzegu były śliczne złote hafty, do tego szeroki, różowy pas obi przewiązany jeszcze małą czarną kokardką i białymi perełkami. Ręce i nogi były chyba specjalnie odkryte aby można było „podziwiać” różne blizny dziewczyny.

-Mam na imię Yume.- przywitała się.

-Aiko.- nieśmiało odpowiedziałam.

Yume popatrzała na mnie chwilę po czym pokręciła z nie dowierzaniem głową.

-Jak wam mogą takie okropne rzeczy zrobić?- powiedziała cicho.

-To naprawdę nic w porównaniu do twoich blizn.- rzekłam współczująco.

-Przywykłam. 5 lat już tutaj jestem, traktują mnie jak zabawkę. Robią ze mną co chcą, a gdy im się sprzeciwiam jest jeszcze gorzej. Cud, że jeszcze żyję... A ty ile?- zapytała.

-Dopiero miesiąc. To mój „debiut”...- wzięłam w jako taki cudzysłów. To było trudne, bo łapami kota nijak dało się coś zrobić.

-Radzę ci nieźle się postarać. Współczuję z powodu dłoni. Widziałam tutaj różne dziwactwa, ale żeby pozbyć człowieka palców.

-Tutaj, czyli? Wybacz, ale niewiele wiem o tym miejscu.

-Cóż... przez ludzi jest to nazwane „Black Circus”, jesteśmy na pustkowiu jakieś 50 kilometrów od Osaki. Dla zwykłych ludzi, którzy na co dzień ciężko pracują i żyją w biedzie to najtańsza rozrywka. A zarazem dobrze płatna praca. To okropne miejsce. Wiele złego tu się stało, dzieje i dziać będzie.- dodała dziewczyna szeptem.

-Aiko, idziesz!- nagle zjawił się mój treser i dosłownie wyrwał mnie z rozmowy z Yume. Rzuciła jeszcze na koniec w moją stronę  smutne „żegnaj”. Jakby tymi słowami chciała coś przekazać...

Złapał mnie mocno za nadgarstek i szarpał przez alejki kolorowych namiotów. Każdy był w innych kolorach, różnych kształtach, niektóre nawet miały przy ziemi ładnie upięty materiał lub kilka ozdób na czubku Ale wszystkie miały wspólną cechę, czyli małe twory w nich porobione. Żadnego wejścia dla gości tylko te dziurki. Oprócz nich mijałam kilkoro dzieci skrzywdzonych na różne sposoby. Jeden chłopiec miał 2 pary rąk, bliźniaki, chłopak i dziewczyna, dzielili jedno ciało, mała dziewczynka z psychopatycznym uśmiechem była żywą marionetką w rękach elegancko ubranego mężczyzny. Na każdy z tych widoków przechodziły mnie ciarki.

 W końcu znalazłam się w swoim namiocie. Były tutaj duże piłki, dróżki, obręcze, równoważnia pod samum sufitem, ale pomieszczenie nie było duże. Gdy słońce zaszło dało się słyszeć jakiś tłum. Śmiali się i rozmawiali dopóki nie przemówił gruby, męski głos prze megafon.

-Witam drodzy goście w moim cyrku! Dzisiejszego wieczoru będą mieli państwo przyjemność obejrzeć aż 20 różnych dziwactw w ich pokazach. Życzę miła zabawy i zapraszamy do obserwowania każdego namiotu!- ten głos był mi znany... to pan Hido. No tak, a jak inaczej to on jest szefem. Po chwili w moim namiocie pojawił się treser. Zabrałam chyba kilkoro gapiów. Posłuszne wykonywałam każdą czynność. Do pewnego momentu, potem zaczęłam po prostu się męczyć. Złapałam przez chwilę oddech między jednym numerem a drugim za co oberwałam biczem po nogach. Upadek z piłki kosztował mnie czerwona, podłużną kreską na ręce. Przez nią źle wylądowałam podczas wykonywania salta. Trener bez skrupułów pogłębił nacięcie. Krew pomału kapała. Całemu przedstawieniu towarzyszyły szydercze śmiechy, różne przezwiska w moim kierunku a kiedy obrywałam wtedy widownia była najbardziej zainteresowana. W pewnym momencie dało się słyszeć głośny dziewczęcy krzyk. Przestraszyłam się. Już trener miał mi coś zrobić gdy nagle:

-Proszę państwa! Niestety musimy zakończyć na dzisiaj. Dziękujemy za odwiedzenie i miłej nocy. Do zobaczenia.- tymi słowami pan Hido uradował mnie.

~*~

W nocy po przedstawieniu wróciłam do swojego namiotu gdzie zastałam Akirę. Powiedział, że był bardzo niedaleko tego wielkiego krzyku dziewczyny. Usłyszał jak ktoś po spektaklu o niej z kimś rozmawiał i miała na imię Yume. Umarła na oczach widzów. Nie mogłam w to uwierzyć. Płakałam, a Akira starał się mnie pocieszyć. Delikatnie trzymał mnie za łapę i gładził białe futerko na niej abym się uspokoiła.


~*~


Minęły 2 lata od tamtych wydarzeń. Dzięki temu, że coraz częściej mnie bito, raniono i upokarzano przed widownią zbierałam coraz więcej publiczności. Kochali gdy płynęła krew i mdlałam z wycieńczenia. W sumie przez to zostałam małą gwiazdą tego okropnego miejsca zwanego „Black Circus”. Codziennie myślałam o rodzicach. Czy oni nadal mnie szukają, czy stracili już nadzieję? Dlaczego w ogóle ten cały Hido jest jeszcze na wolności? Czyżby nikt nie miał odwagi donieść? Przecież z jego ręki zginęło już pewnie wiele niewinnych dzieci. Mój numer na koszuli, w której przebywałam na terenie budynku, to 103. Na ostatnim pokazie naliczyłam tylko 19 namiotów. Gdzie reszta?! Ile już trwają te okrucieństwa i eksperymenty na ludzkich ciałach?!

Na te pytania co noc cicho próbowaliśmy sobie odpowiedzieć z Akirą. Całkowicie straciliśmy kontakt z Shiro. Wiedzieliśmy tylko, że umie rozmawiać z wężami i że od operacji zmienił się w zarozumiałego chłopaka, który ma status gwiazdy. Ale cieszyłam się, że obok mnie jest Akira, że mogę wypłakać się przy nim, porozmawiać i mieć go za przyjaciela.

-Aki...- zagadałam cichutko przybliżając do barierek, tak aby być bliżej chłopaka.

-Tak?- również przybliżył się w moją stronę.

-Po tym wszystkim co tu się wydarzyło o czym myślałeś?

Chłopakowi oklapnęły trochę uszy i skulił ogon. Chwilę się wahała, ale w końcu wykrztusił z siebie:

-O śmierci. Zniknięciu stąd na zawsze.

Po tych słowach poważnie spojrzałam mu w oczy. Przepełnione smutkiem, zmartwieniami oraz nie wypłakanymi łzami, które dzielnie przechowywał w sobie. Wzięłam głęboki wdech.

-Zniknijmy razem.- wyszeptałam.


Przez następne kilka nocy wspólnie obgadywaliśmy plan, a gdy był gotowy wcieliliśmy go w życie. Akira podczas swojego treningu miał zabrać treserowi mały nóż, który zawsze trzymał przy sobie. Udało się, nikt się nie zorientował. W nocy poczekaliśmy dopóki ostatnie światło nie zgaśnie, bo był to znak, że wszyscy już zasnęli i nikt nas nie pilnuje. Zbliżyliśmy się do siebie na tyle ile pozwalały nam kraty. Drżałam z nerwów.

-Spokojnie, przecież spotkamy się.- Akira dodawał mi otuchy.

Miałam specjalnie naostrzony pazur, który już wypróbowałam delikatnie na sobie już wcześniej. Wyciągnęłam go spod puchatego futerka i przyjrzałam mu się.

-To na trzy?- zapytałam.

-Tak.

-Raz.- zaczęłam z łzami w oczach.

-Dwa.- odliczał Akira. Nadstawiliśmy nadgarstki i przyłożyliśmy do skóry nasze narzędzia zbrodni.

-Trzy.- padło z naszych ust równocześnie i oboje głęboko podcięliśmy żyły w tym samym miejscu. Wyciągnęliśmy przez kraty nasze nie krwawiące ręce i trzymaliśmy się za nie. Czerwony płyn spływał ciągłym strumieniem na ściółkę klatki. Trochę mnie piekło i szczypało ale wiedziałam, że za chwilę to wszystko się skończy. Na co nam było przeciąganie naszych żywotów? I tak byśmy umarli. Albo dzięki kulce w głowę / serce, albo na scenie- tak jak Yume. Teraz przynajmniej oboje odejdziemy stąd z własnej woli. Popatrzałam przymrużonymi oczami na Akirę. Ubyło z niego o wiele więcej krwi. Pewnie jest już na cieniutkiej granicy dwóch światów. Nagle zrobiło mi się słabo. Mój organizm jakby walczył i chciał powstrzymać moją śmierć. A ona przyszła nagle pozwalając mi na koniec wyszeptać:

-Poczekaj Aki...
 
~*~


Obudziłam się w bardzo jasnym miejscu, gdzie wszystko było białe, a mnie również niewiele brakowało aby zlać się z tłem. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że otacza mnie jedno, wielkie „nic”. Westchnęłam ciężko i usiadłam. Ból zniknął, nie miała przeszczepionego ciała, nawet moje blizny zniknęły, ale gdzie jest Aki? Przecież miałam z nim być tutaj. Mieliśmy sobie razem żyć (mogę tak powiedzieć?) i obserwować dzieje Ziemi już na zawsze. Zostałam sama...

-Yoshimoto Aiko?- usłyszałam czyiś głos.

-Tak...- odpowiedziałam niepewnie.

-Zapraszam.- powiedział głos i nagle pojawiła się przede mną jakaś biała postać na tle złotej bramy. Otworzyła ją i gestem zachęciła abym weszła.

Z wahaniem wstałam i powoli przeszłam przez wielką, błyszczącą bramę mijając nieznaną mi sylwetkę.
Biel zaczęła jakby coś odsłaniać, bo zauważyłam rosnące kolorowe szparki. Przed moimi oczami pojawił się obraz pięknej, zielonej łąki przyozdobionej dywanem kolorowych kwiatów. Po lewej znajdował się lazurowy staw, a przy nim japoński domek gościnny otoczony kwitnącymi drzewami wiśni. W oddali wydać było niewielkie wzgórza licznie osiedlone. A na samym środku była ogrodzona dziura, w której lewitowała kula ziemska. Wszystko pięknie przypruszone wieloma wysokimi drzewami tak, że zasłaniały mi widok tego co jest dalej. Gdzieniegdzie spacerowali jacyś przechodni ubrani na biało z małymi skrzydłami. Chyba sobie uświadomiłam gdzie mogę się znajdować.

-Czy umarłam?- zapytałam postaci.

-Tak, witaj w drugim świecie.- odpowiedziała spokojnie i lekko dotknęła moich pleców.- Od tego momentu posiadasz skrzydła, stałaś się jedną z nas.- rzekł i nagle rozpłynął się w powietrzu.
Przeszłam się kawałeczek dokładnie obserwując mieszkańców w różnym wieku: dorośli, nastolatki, dzieci widziałam nawet jakąś panią z malutkim dzidziusiem na rękach- na pewno smutna historia. Mijając tak wiele osób nagle ktoś mocno przytulił mnie od tylu. Przestraszyłam się trochę.

-Aiko...- wszędzie poznam ten głos, to Aki. - Mówiłem, że się spotkamy...

Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy aż zaciągnęłam go do modelu Ziemi. Chciałam odwiedzić rodziców i Toru, bo bardzo mi ich brakowało. Spytałam jakąś panią czy to tak działa praz jak to obsłużyć, ona potwierdziła a następnie wszystko mi wytłumaczyła. Podziękowałam i zaczęłam działać. Dotknęłam ręką na wielkim globusie Japonię a obraz powiększył się, potem „Osaka”.

-Za chwilę wracam Aki.- powiedziałam.


Rzeczywiście znalazłam się w Osace, ale nie widziałam siebie- jakbym stała się niewidzialna. Leciałam nad kolejnymi ulicami aż w końcu znalazłam mój dom. Wniknęłam do niego i zerknęłam co się działo. Wszyscy normalnie funkcjonowali, ale w ich oczach była iskra smutku. W salonie znalazłam niziutki stoliczek, na którym stało moje zdjęcie przyozdobione czarną kokardą, dookoła kolorowe kwiaty, między nimi siedziała moja ulubiona przytulanka, a na samym przodzie stał podstawek z palącym się kadzidełkiem. Czułam jakbym miała się zaraz rozpłakać. Fakt- zabiłam się, ale to już pewnie wcześniej tutaj stało. Pewnie nikt nie znalazł sprawcy, a może właśnie są na tropie, mam taką nadzieję. Spojrzałam na zegar wiszący przy łączonej z salonem kuchni, zbliżała się powoli 22. Nagle usłyszałam jakieś ciche kroki. W pokoju pojawiła się Toru. Zmieniła się od tamtego czasu... Dziewczyna dreptała na boso po bambusowej podłodze i zatrzymała się przed moim ołtarzykiem. Usiadła na kolanach przed moim zdjęciem, złożyła rączki i zaczęła mówić:

-Siostrzyczko wierzę, że gdzieś na górze jesteś i obserwujesz nas. Wiesz, jak bardzo tęskni mama, tata i ja. Wszystkim brakuje ciebie. Cieszę się, że już poszłam do szkoły, a każda moja dobra ocena jest po to abyś była ze mnie dumna. Śpij dobrze siostrzyczko.- skończyła i pomału wstała.
Jestem ciekawa, czy jak coś powiem, to mnie usłyszą... Spróbuję.

-Toru zawsze będę z ciebie dumna i ja również za wami tęsknię. Teraz czuję się dobrze, bo mam przy sobie przyjaciela, ale to nie to samo co z wami. Przecież jesteśmy rodziną.

Dziewczyna stała przez chwilę oszołomiona- czyli mnie usłyszała.

-Mamo! Tato! Aiko jest tutaj!- krzyknęła.

Zjawili się rodzice.

-Oczywiście, że jest. Patrzy na nas z góry i opiekuje się nami.- powiedziała trochę ze smutkiem mama i przytuliła Toru.

-Ale mamo! Ona powiedziała mi, że również za nami tęskni!- wesoło udowadniała.

-Córeczko, musiało coś ci się przesłyszeć.- rzekł tata również smutnym tonem.

Przyglądałam się jak rodzice jeszcze chwilę z nią rozmawiają, a potem nakazali pójść spać. Gdy tylko drzwi naszego pokoiku się zasunęły mama opadła na kanapę i zaczęła płakać. Tata usiadł obok niej i starał się ją wspierać, ale z jego oczu też popłynęło kilka gorzkich łez.

-Mamo, tato proszę nie smućcie się. Jestem tutaj przy was. Nie chcę abyście płakali, bo to okropny widok. Uśmiechnijcie się. A Toru przed chwilą mówiłam wam prawdę, nic się jej nie przesłyszało. Prawda, tęsknię za wszystkimi, ale teraz mam przy najmniej możliwość odwiedzania tego świata. Może nie mogę nic mówić o mojej śmierci, ale mam nadzieję, że ten zły człowiek zostanie znaleziony. Na razie muszę już iść. Do zobaczenia.- pożegnałam się.
Rodzice zaniemówili. Z nie dowierzaniem kręcili głową, a ja czułam, że czas już wracać.

Wszystko nagle zaczęło się oddalać i zmniejszać aż w końcu znalazłam się przed lewitującą kulą ziemską.

-Już jestem o nich spokojna.- powiedziałam Akirze, który cierpliwie czekał.

-To dobrze. Cieszę, że ci ulżyło z tego powodu.- uśmiechnął się chłopak.- Teraz w końcu możemy być tu na zawsze.- dodał cicho delikatnie łapiąc mnie za dłoń.

~*~

Jak już wspomniałam... Żyłam w bardzo okropnych czasach, gdzie za wyrządzanie krzywdy dzieciom płaciło się nie małe pieniądze. Czy ci biedacy, którzy przeprowadzali zabiegi na nas mieli wyrzuty sumienia? Co z nimi się stało? Popełnili samobójstwo? A może nadal utrzymują się z tych krwawo zarabianych pieniędzy? Ile dziecięcych twarzy musiało jeszcze zasnąć na zawsze aby tego złego człowieka zamknęli w więzieniu? Nie wiem. Ale dzieci chroniło się przed złymi rzeczami. Dzięki temu prawie każde z nich miało normalne dzieciństwo...”

~Koniec
_________________________
Nigdzie, oprócz fanpage HJR, nie znalazłam po polsku informacji o tych miejscach, a tym bardziej jakiś historii, opowiadań. A po przesłuchaniu "Euterpe" ten temat sami mi się nasunął na myśl.
Jak wasze wrażenia? Napiszcie mi, proszę, a to będzie najlepszy dla mnie prezent od Was :3
Powiem tak: Wesołych Świąt! I do zobaczenia.
~Kayl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz