czwartek, 27 czerwca 2013

Tancerze Rozdział I


Rozdział I

 

Zakończenie roku szkolnego. Niby każdy uczeń powinien się cieszyć z wakacji, ale nie w 6 klasie. To dziś rozejdziemy się- każdy w swoim kierunku. Oczywiście są tacy, którzy do gimnazjum wstępują grupowo, po 4-5 osób, ale to tylko garstka z 27 uczniów. Nie będzie już tej samej atmosfery, kolegów i koleżanek z ławek, nauczycielek, do których już przyzwyczailiśmy się, jędz (szatniarek), z którymi codziennie prowadziliśmy dyskusje na temat tego, jacy to my wolni i, że zawsze wychodzimy ostatni, no i szkoły, której każdą salę znaliśmy na pamięć i mogliśmy do nich trafić nawet na ślepo. Dziś to wszystko się kończy.

Postacie ubrane na galowo, wśród nich i ja zmierzały właśnie na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć uroczysty apel. Zająłem miejsce w ławce przeznaczonej dla mojej klasy- 6B i zacząłem gawędzić z moim najlepszym przyjacielem. Kiedy dyrektorka wydała komendę „baczność”, wszyscy wstali i wyprostowani patrzyli jak delegacja 6 klas przekazuje sztandar szkoły 5 klasom, następnie odśpiewawszy kawałek hymnu ponownie usiedliśmy. Zaczęły się przemówienia, podsumowania, nagrody, a na samym końcu „część artystyczna”- jak to nazwała dyrektor. Chyba mało kogo interesowało to, co się działo na środku, ok, nie licząc rodziców i nauczycieli. Oni wręcz z zapartym tchem śledzili każde słowo oraz gest aktorów. W końcu ich dzieci udzielają się. My- uczniowie, po ciuchu rozmawialiśmy i sprawialiśmy uczucie zainteresowanych.

-Brawo! Tym oto radosnym akcentem zakończmy apel. Zapraszam uczniów wraz z ich wychowawcami oraz rodzicami do klas.- ponownie przemówiła dyrektorka, a my błyskawicznie wypełniliśmy jej polecenie.

Po chwili znajdowaliśmy się przed (jeszcze) naszą salą numer 16. Była najpiękniejsza i mająca taką miłą atmosferę klasa od przyrody. I tak nie tylko brzmiało nasze zdanie, wszyscy lubili tutaj przebywać i uczyć się. Ściany do pewnej wysokości pokryte były zieloną farbą, a dalej białą. Wchodziło się do niej od strony ostatniego rzędu, a od razu po lewej witały nas żółwie- Freedy i Berty oraz pyton królewski- Carly. Obok nich mieścił się regał z atlasami, mapami, książkami przyrodniczymi i tego typu rzeczami. Za to po prawej stały (jak w każdej klasie) trzy rzędy ławek: pod oknem, środkowy i pod ścianą. Na samym końcu tego ostatniego stało biurko nauczycielki, a za nim biała plansza służąca do prezentacji, akwarium z rybkami oraz tablica. Do tej klasy podlegał jeszcze schowek. Wiele zadbanych roślin zdobiło parapety, co dawało miły klimat. Cała nasza klasa regularnie karmiła zwierzęta oraz pielęgnowała kwiaty. Tylko to nas uciszało, gdyż mieliśmy miano „najbardziej rozgadanej klasy”. Kiedy zajęliśmy nasze stałe miejsca głos zabrała pani Shitsune.

-Moi kochani, to ostatni dzień, kiedy widzimy się tym komplecie. Dziękuje wam za wszystkie dni spędzone razem, za te dobre i te złe. Będzie mi was naprawdę brakować, ponieważ, myślę, że powstała między nami jakaś więź, a teraz niestety trzeba będzie ją przerwać. Nie byliście łatwą klasą,- zaśmiała się.- ale chyba, jakoś dawaliśmy sobie radę, prawda?- zapytała, a wszyscy przytaknęli.- No, tak więc, bez dalszych wstępów rozdam wasze świadectwa. Zacznę od tych z czerwonym paskiem.

Kobieta zaczęła alfabetycznie wyczytywać uczniów, którzy otrzymali najlepsze średnie na koniec roku, czyli powyżej 4,8.

-Hiroki Kanoro.- padło moje imię i nazwisko, podszedłem do wychowawczyni aby odebrać świadectwo.- Gratuluję Hiroki.- uśmiechnęła się i podała mi dłoń, a ja ją uścisnąłem i z powrotem wróciłem na swoje miejsce. Zacząłem przeglądać swoje oceny- same 5. Wow, nieźle.

Kiedy wszystkie świadectwa zostały rozdane, nagle drzwi delikatnie uchyliła jakaś kobieta- chyba czyjaś mama i po cichu zawołała dwie dziewczynki. Szybciutko podbiegły i odebrały wielki bukiet kwiatów. Podeszły do pani Shitsune i wręczyły jej prezent, za trud i wysiłek jaki włożyła w nasze wychowanie. Padło jeszcze kilka zdań i mogliśmy opuścić naszą klasę. Już miałem zejść po schodach, gdy ktoś chwycił mnie za ramię. Gwałtownie odwróciłem się i zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela.

-Hiroki, weź to.- chłopak chwycił moją dłoń i położył na niej srebrną tabliczkę z naszymi imionami oraz podpisem „Friends Forever”.- Niech ci przypomina o tych czasach spędzonych razem.- uśmiechną się, ale w jego źrenicach widać było smutek, zresztą jak i w moich.

Mocno ścisnąłem tabliczkę, a z oczu powoli spływały kolejne krople łez. On widząc to przytulił mnie mocno i gładził uspokajająco po włosach. Ja nie chcę się rozstawać. Spędziłem z nim całe moje życie, czyli 13lat, a teraz nie dość, że opuszczam tę szkolę, to jeszcze przeprowadzam się z rodzicami do innego miasta.

-Spokojnie. Przecież, nie rozstajemy się na zawsze, prawda?- delikatnie puścił mnie i wyciągnął mały palec prawej ręki.

-To, obiecaj mi, że się kiedyś spotkamy.- odwzajemniłem gest i spletliśmy nasze palce na znak obietnicy. Może to dziecinne, ale tych przypieczętowanych małym palcem nie łamie się, bo pozostają w sercu każdego.


A lata lecą...


„A niech tę komunikację miejską szlag trafi!”- pomyślałem biegnąc i przepychając się między przechodniami. Podciągnąłem lekko długi rękaw swetra i spojrzałem na tarczę zegarka. 17.00- No pięknie! Spóźnię się już pierwszego dnia zajęć! Przyśpieszyłem, zmieniając szybki bieg w prawdziwy sprint i zniknąłem w tłumie ludzi.

Cały zmachany pchnąłem ciężkie, rzeźbione drzwi, a raczej wrota szkoły.

-Dzień dobry.- uprzejmie przywitała mnie recepcjonistka. W pośpiechu tylko skinąłem głową grzecznie ściągając przy tym kapelusz z głowy i pognałem w stronę sali numer 20. Zwinnie przeskakiwałem po dwa stopnie, aż w końcu znalazłem się pod tą 20. Z wielkim impetem wpadłem na salę gimnastyczną. Wszyscy uczniowie, wraz z instruktorką spojrzeli w moją stronę.

-Przepraszam za...- zacząłem przepraszać niestety przerwała mi to młoda kobieta.

-Spóźniony, a teraz leć się tam przebrać.- wskazała na szatnię, a ja posłusznie wykonałem jej polecenie.

Rzuciłem gdzieś moją czarną torbę, chwyciłem za zamek, przy którym zawieszona była ta tabliczka z 6 klasy. Nie wierzę, że przez 10 lat jej nie zgubiłem, co było bardzo do mnie podobne. Wyciągnąłem buty, bokserkę oraz spodnie i przebrałem się w nie. Po minucie byłem gotowy. Wszyscy na mnie czekali.

-No, to teraz krótka rozgrzewka i dobiorę was w pary.- powiedziała instruktorka.... jak ona miała na imię? Aha, Mio. Kazała do sobie mówić po imieniu, ponieważ, cytuję: „jesteśmy w podobnym wieku, więc bez sensu jest mówienie na pani”. Dziewczyna miała delikatne rysu okrągłej twarzy. Duże, ciemnozielone oczy ozdobione dookoła długimi rzęsami, a tuż pod różowymi ustami widniała mała srebrna kuleczka. Kruczoczarne kosmyki związane w dwie kitki sięgały jej do łopatek, a prosta grzywka zasłaniała czoło. Była drobna, ale wysoka bo sięgała mi gdzieś do oczu, a ja mierzyłem coś koło 180cm. Miała na sobie trochę za duży biały t-shirt z różowym napisem „Cute” i czarne, przylegające leginsy podkreślające jej zgrabne, długie nogi. Ach... chyba się zakochałem. Dziewczyna włączyła muzykę, a każdy zaczął się rozciągać oraz rozgrzewać. Co chwilę patrzyłem w stronę Mio na co ona posyłała mi uśmiech oraz różowe wypieki na policzkach, wtedy szybko spoglądała w inną stronę. Oczywiście cały czas obserwowała nasze umiejętności. Nie powiem parę razy się przed nią popisałem. Po 30 minutach wyłączyła muzykę i kazała nam ustawić się w szeregu. Klasnęła w dłonie i zatarła je po czym zaczęła dobierać.

Kolejne pary odchodziły na bok. W końcu została ostatnia, ciałkiem niezła partnerka.

-Ok i Kyoko będzie z....- Mio rozejrzała się.- z Kuroku.- Co?! A ten skąd się tu wziął?! Zosta... Nie, nie mówcie, że..- A Hiroki będzie z Isao.- uśmiechnęła się, a inne pary zaczęły chichotać.

Facet. Mam tańczyć z facetem. Nie, t-to jakieś żarty.

-Dobrze, skoro pary już są ustalone, zatańczymy sobie walca wiedeńskiego.- zarządziła i ponownie podeszła do wielkiego sprzętu grającego puszczając odpowiedni utwór.

-Mio, a my jak mamy tańczyć?- zapytałem przepychając się przez wirujące już pary.

-Jesteście zaawansowanymi tancerzami, na pewno coś wymyślicie.- wyszczerzyła się. Podejrzewam ją o bycie yaoistką, bo inaczej nie miałaby takiego zacieszu na twarzy!

-Ale...- próbowałem coś powiedzieć.

-Żadnego ale! Na parkiet, ale to już!- rozkazała mi jak małemu dziecku. Niechętnie i z naburmuszoną miną wróciłem do swojego partnera. Chłopak uważnie przyglądał mi się z zamyślona miną.

-Co się tak gapisz?- warknąłem.

-To ty będziesz dziewczyną.- obwieści nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.

-No chyba sobie żartujesz!- oburzyłem się.

-Spokój tam!- uciszyła mnie Mio.

-Dobra, później się na mnie powściekasz. Lepiej tańczmy.- Chłopak położył swoją lewą rękę na moim biodrze, a drugą złapał moją. Nieśmiało położyłem swoją prawą na jego barku i dołączyliśmy do innych par wspólnie krążąc po sali.

Nie do końca wiedziałem co mam robić, gdyż nie uczyłem się kroków partnerki, tylko swoich. Zdałem się na improwizację, lecz co jakiś czas próbowałem przejąć prowadzenie, niestety na marne. Musiałem wczuć się w muzykę i trochę podpatrywać dziewczyny aby następnie powtórzyć ich kroki. Gdy melodia ucichła Mio podeszła do mnie i poklepała po plecach.

-I co, aż tak źle chyba nie było?- znowu ten zaciesz.

W odpowiedzi otrzymała mordercze spojrzenie. W ciszy, nadal z uśmiechem odeszła. Jakby ta cała sytuacja nie miała miejsca.

Następnym tańcem, było pasodoble. Tutaj można było się wykazać. Już po pierwszym uderzeniu muzyki zacząłem krążyć wokół Isaa i mierzyć go wzrokiem niczym prawdziwy matador. Pewnie ścisnęliśmy nasze prawe dłonie i rozpoczęło się przedstawienie. W tym tańcu kobieta jest niczym byk, a mężczyzna musi ją poskromić, walczyć z nią. A, że akurat nie mam partnerki- tylko partnera musiało być dwóch „matadorów”. O tak... będzie walka, bo ja nie mam zamiaru mu ulegać! Tym razem obydwoje ułożyliśmy swoje dłonie na barkach, aby pokazać, że jesteśmy równie męscy. W ciągu tańca każdy z nas chciał dominować i postawić na swoim. W pewnym momencie styknęliśmy się naszymi czołami i z odpowiednio ułożonymi rękoma powoli krążyliśmy jednocześnie patrząc sobie stanowczo w oczy. Gra aktorska była tutaj bardzo ważna, gdyż przekazywała emocje jakie zawarte są w tańcu. Byliśmy tak pochłonięci, że nie zorientowaliśmy się kiedy inne pary odeszły na bok i oglądały nasz spektakl. Na ostatni mocny akcent muzyki odwróciliśmy się od siebie plecami i powoli odeszliśmy w innym kierunku. Zostaliśmy nagrodzeni głośnymi brawami. Dopiero teraz odwróciliśmy wzrok na innych tancerzy, ponieważ przez ostatnie 5 minut patrzeliśmy tylko na siebie

Następnie nauczyliśmy się nowych kroków, technik. Ćwiczyliśmy dzielnie, choć byliśmy wycieńczeni. Mio widząc to zrobiła nam 10 minut przerwy. Każdy z uśmiechem na ustach powędrował do szatni. Gdy tylko tam doczłapaliśmy wręcz rzuciliśmy się na własne napoje. Ja ze swojej torby wyciągnąłem niegazowaną wodę i łapczywie zacząłem ją pić. Po chwili podszedł do mnie mój partner i przyglądał mi się jak odpoczywam. Zignorowałem go i odłożyłem butelkę z napojem z powrotem do torby szczelnie ją zapinając.

-Ej, co to jest?- złapał za srebrna tabliczkę przy zamku.

-Brelok.- rzuciłem obojętnie, prawie każdy ma przy zamku jakąś przywieszkę. Nie wiem co go to tak zdziwiło.

-”Hiroki i Isao- Friends Forever”- przeczytał wygrawerowany napis.

-Mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa.- odrzekłem słabo.

-Jak miał na nazwisko?- zaciekawił się.

-A, co cie to?- lekko podirytowałem się.

-Po prostu powiedz.

-Tsuzuku.- odrzekłem cicho.- Obiecał...

-Że kiedyś się spotkamy.- dokończył.- Idioto, to ja!- zawołał uradowany.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. „Jak ja nie mogłem go poznać?!”- skarciłem się w myślach. Chłopak widząc moją minę przytulił mnie do siebie i zaczągładzic mnie po włosach. Tak, to on. Ten sam co z podstawówki. Oczywiści 10 lat robi swoje. Ale wciąż miał te piękne rysy twarzy- takie męskie, dłuższe czarne włosy delikatnie nastroszone, teraz lekko posklejane od potu oraz idealnie niebieskie oczy. „Co ja myślę... Hiroki, opanuj się! To twój najlepszy przyjaciel.”

-Po tylu latach...- w końcu coś z siebie wykrztusiłem i wyślizgnąłem się z jego objęć. Czego nie chciałem robić, było mi tak dobrze, ale nie zapominajmy, że wciąż jesteśmy w szatni....- A tak w ogóle co ty robisz w Tokio?

-Przeprowadziłem się tu rok temu, aby chodzić do tej szkoły.- odpowiedział.

-Od kiedy ty tańczysz?- zrobiłem badawczą minę.

-Od kiedy ty zamieszkałeś tutaj. Czyli od początku gimnazjum. Coś mnie tak pchnęło w tym kierunku. A teraz tańczymy ze sobą.

-Szczerze mówiąc, nawet ciekawie nam to idzie.- uśmiechnąłem się

-Ok, koniec przerwy! Na salę!- wydarła się Mio. Kiedy zjawili się już wszyscy uczniowie ponownie musieliśmy przećwiczyć nowe fragmenty choreografii. Nie było w niej tylko tańca towarzyskiego, znalazły się w niej również wstawki jazzu, co nie było dla nas trudne. W końcu musieliśmy znać podstawy każdego tańca, aby być „plastycznym materiałem” dla choreografa oraz dostać się do tej szkoły. I znowu ćwiczyliśmy do upadłego.

Z godziny 17.00 zrobiła się 20.00. Dawało to trzy godziny ostrego treningu. I tak przez cały tydzień- tylko bez weekendów. Całą nasza grupą, czyli 16 osób postanowiliśmy wspólnie odpocząć na imprezie z karaoke. Okazało się, że wszyscy mieszkamy stosunkowo blisko siebie. A wymieniając się numerami telefonu uznaliśmy, że półtorej godziny wystarczy na ogarnięcie się. Wróciłem do swojego mieszkania. Nie było ono ani duże, ani małe. Dwa pokoiki: salon oraz sypialnia, kuchnia i łazienka. Rzuciłem torbę na białą wersalkę i poszedłem wziąć prysznic. W końcu ochłonąłem i zmyłem z siebie cały brud oraz zmęczenie okrywające moje ciało i umysł. Następnie wybrałem jakieś ciuchy i ubrałem się w nie. Była to czarna bluza baseballowa z białymi rękawami, luźny podkoszulek również biały, czerwone rurki oraz czarne trampki. W takim stroju ponownie wróciłem do łazienki aby doprowadzić do ładu rozczochrane i jeszcze mokre od mycia włosy. Porządnie je wysuszyłam po czym zaczesałam naturalnie blond kosmyki (mam je po tacie Europejczyku) na jedno oko, a resztę pasm zwyczajnie ułożyłem bez żadnego stroszenia. Na samym końcu polakierowałem fryzurę, aby się trzymała. Jeszcze tylko trochę tuszu do rzęs i już byłem gotowy. Do przednich kieszeni spodni wrzuciłem trochę kasy, a do drugiej klucze od mieszania. Telefon trzymałem w bluzie. Dotarłem do naszego celu i zastałem tam już prawie całą gromadkę. Przywitałem się z nimi i zająłem miejsce na skórzanej kanapie. Był to mały przyjemnie urządzony klubik. W dwóch narożnikach stały duże, półokrągłe sofy, jedną z nich obecnie zajmowaliśmy. Na środku parkietu swoje stanowisko zajmował DJ, wokół którego tańczyli ludzie. Po jego prawej znajdował się bar, a gdzieniegdzie porozstawiane były pufy, stoliki. Za głośnikami stało oszklone pomieszczenie z plazmą i dużą kanapą. Pewnie tam jest karaoke.

Kiedy wszyscy byliśmy w komplecie zaczęliśmy wesoło rozmawiać, żartować i oblewać nasze dostanie się do prestiżowej szkoły tańca. Z racji tego, że był piątek, a jutro nie mieliśmy zajęć mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Po jakiś 3 drinkach imprezę przenieśliśmy do oszklonego pomieszczenia, aby pośpiewać. Nikt z nas nie robił tego wybitnie, ale mieliśmy niezły ubaw. Każdy spróbował swoich sił w jego ulubionym utworze, mimo że niektórzy byli oporni, i na początku nie mieli zamiaru popisać się umiejętnościami wokalnymi. Na sam koniec zagraliśmy w butelkę. Padały różne pytania, zadania, ale najczęściej dotyczyły one miłości. Teraz kręcił Isao.

-Hiroki.- uśmiechną się patrząc na dzióbek butelki, które wskazywała na mnie.-Pytanie, zadanie?

-Pytanie.

-Kochasz się w kimś? Jeżeli tak, to w kim?

Każdy z nas tutaj siedzących był już nieźle wstawiony, a w takim stanie mówi się prze różne rzeczy. Niestety na drugi dzień zazwyczaj się ich nie pamięta. Kłóciłem się w w swoich myślach i tak jakoś mi się wymsknęło:

-W tobie.- odpowiedziałem. No pięknie.... wyznałem miłość mojemu staremu przyjacielowi! A podobno bujam się w Mio...

Czas leciał i po 2 w nocy postanowiliśmy się zbierać. Powoli wstałem z podłogi i walcem ruszyłem do wyjścia, aby to tak ładniej ująć (innymi słowy zataczałem kółka i nie mogłem normalnie trafić do wyjścia).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz