czwartek, 28 listopada 2013

Ponad 2000 wyświetleń! ~Niespodzianka~ ^^

Ohayo~!
Od już chyba 3-4 dni w satystykach widzę ponad 2000 wyświetleń! Jesteście świetni ^^ Jestem ciekawa ile z nich jest tak naprawdę nabitych, a ile przez dziwne bugowe stronky z bloggera...  Ale mniejsza.
Z tej okazji mam niespodziankę. Łapcie ode mnie II rodział "Guren"!

Rozdział II
[Armin]

   Tak jak zwykle, obudziłem się około 4 nad ranem, ale nie chciałem wstawać, pragnąłem jeszcze poleżeć w łóżku. Ułożyłem się wygodnie i intensywnie myślałem o tym kto wczoraj przyszedł, co zrobił i.... stop. Dlaczego wtedy nie zaprotestowałem? Bawił się ze mną, a potem to ja przejąłem inicjatywę. Czyli... podobało mi się? Ech, przecież i tak to zrobił tylko po to, abym obniżył stawkę (czego i tak nie zrobiłem). Na pewno nic „głębszego” w tym nie było. Kyo, Kyo... Ładne imię, pasowało do niego. Armin, chłopie, ogarnij się! Pacnąłem się z otwartej ręki karcąc swoje myśli. Spojrzałem na zegarek 4.30 -wypadałoby już wstać z tego legowiska. Niechętnie podniosłem się i skierowałem do kuchni. Postanowiłem przygotować szybkie, proste śniadanie- grzanki z dżemem truskawkowym i herbata. Posilony posiłkiem pomaszerowałem do łazienki. Letni prysznic od razu postawił mnie na nogi. Z powrotem wróciłem do sypialni aby w coś się ubrać, gdyż obecnie paradowałem nago, ale jak jest się singlem można wszystko robić we własnym królestwie. Otworzyłem drzwiczki garderoby i zacząłem przebierać. O tak, miałem nieźle wyposażoną szafę. Przeglądałem kolejne wieszaki, gdy moim oczom ukazał się czarny bezrękawnik z kapturem, którego jeszcze nigdy nie miałem na sobie. Chwyciłem ciuch i dobrałem do niego białą bokserkę z dużym, czarnym nadrukiem, ciemnoczerwone rurki oraz buty a'la glany. Lekko ogarnąłem swoje brązowe włosy i wyszedłem z mieszkania. 
    Miasto tętniło życiem. W samochodach tłumy śpieszyły do pracy, a tabuny dzieci do szkoły. Teoretycznie ja też powinienem w tym momencie iść na najbliższą uczelnię, aby studiować, ale ja wybrałem karierę- o ile tak można nazwać moją pracę. A na życie nie narzekam: mam 20 lat (za niecały miesiąc 21), jestem singiel i to mi nie przeszkadza, posiadam dobrych przyjaciół, z kasą krucho nie jest, no i prowadzę własny biznes. Ale to w tym momencie nie jest najważniejsze. Muszę dostać się do świata ludzi, a co z tym idzie wybrać się do Teba w New Witch. Władze Dark Valley zabroniły jego mieszkańcom opuszczać terenu, a cały ten świat jednogłośnie zakazał przenoszenia się na Ziemię. „Coś się wymyśli.”- pomyślałem, wsiadając na swój motor i ruszając w stronę granicy. Mijałem sklepy, kamienice, drapacze chmur, cała ta betonowa dżungla oddalała się ode mnie coraz bardziej, i bardziej. Teraz zmieniła się w malutkie miasteczko, jednorodzinne domki i duże skupiska zieleni. Kiedy trafiłem na totalnie pustkowie (cud, że droga tedy prowadziła) znalazłem wielką bramę, która dzieliła to miasto z jakąś wioską. Podjechałem bliżej.
-Opuszczanie granicy jest zabronione!- upomniał mnie jeden z pięciu funkcjonariuszy.
-Mam sprawę.- kontynuowałem rozmowę podnosząc szybkę kasku na głowie.
-Jaką?!- warkną łysy.
-Ważną, nie twoja sprawa!- równie nieprzyjemnie odpowiedziałem, zasłoniłem czarnym szkiełkiem oczy i skupiłem się. Każdy wampir posiadał coś jeszcze oprócz czerwonych tęczówek i kłów- swoją moc, tajną broń, którą trzyma ukrytą na dnie umysłu. Cofnąłem się pojazdem i mocna przekręciłem jedną rączkę aby maksymalnie dodać gazu. Motor kierował się prosty w piętką policjantów i grubą, metalową bramę, którą strzegli. Wychyliłem głowę by to ona pierwsza spotkała się z kratą. „Mam nadzieję, że uwolniłem „to coś”, bo inaczej będzie ze mną źle...”- pomyślałem kiedy moja czaszka uderzyła w metalowe rury wyginając je, tworząc przejście. Wciąż nie zwalniałem, aby zgubić strażników. Na szczęście nie musiałem im pokazać dowodu osobistego, ani nie przedstawiałem się- jakie palanty. Kiedy oddaliłem się na bezpieczną odległość trochę zwolniłem. Po drodze stał znak informacyjny: New Witch 17km. To miejsce tylko z nazwy było nowe, bo w rzeczywistości stało tam 10 domków z czego tylko 3 były obecnie zamieszkiwane. Mijałem wiele lasów i pól uprawnych, aż w końcu dotarłem do celu swojej podróży.

    Na ogromnym, rozłożystym i wiekowym już dębie mieścił się dom Teba, niezwykłego czarnoksiężnika, który miał spore doświadczenie i potrafił przygotować wszystko czego potrzebowałem. Po raz pierwszy wybrałem się do niego osobiście, gdyż dzisiaj potrzebuję portalu. Zaparkowałem motor przed pniem i przyjrzałem się posiadłości czarodzieja. Krzywy zamek zbudowany z cegieł, desek, kafelek- wszystkiego co mogło robić za ściany. Kilka dziur w tej konstrukcji oprawionych ramą do obrazów chyba miało robić za okna. Tylko dach był normalny, bo cała reszta to sklejka różnych materiałów budowlanych. Wspiąłem się po drabinie do drzwi wejściowych i głośno zapukałem.
-Dzwonek jest idio...- nagle staruszek przerwał.-Czołem Armin! Myślałem, że to ktoś inny... Ale niedawno zamontowałem dzwonek i chciałbym aby go używano.- wyszczerzył się o wskazał na wielki dzwon zawieszony po lewej stronie.
-Tak, właśnie widzę, niezły.- Powiedziałem lekko zmieszana. Ten staruszek jest zdolny do wszystkiego.
-Zapraszam.- ukłonił się delikatnie i uchyli szerzej drzwi, abym wszedł.
-Dzięki.
Gospodarz usiadł na dużym, ciemnym fotelu i wskazał dłonią na kanapę mieszczącą się obok. Posłusznie usiadłem.
-Mam do ciebie sprawę.- zacząłem rozmowę.
-Słucham.- przeczesał soją siwą brodę.
-Muszę dostać się do świata ludzi.- od razu przeszedłem do konkretów.
-U... będzie ciężko.- pokręcił głową.
-Dlaczego?- lekko posmutniałem.
-Straż skonfiskowała wszystkie książki o portalach z mojej biblioteki. Mogę sobie coś przypomnieć....
-A teleportacja? Przecież ty zawsze jej używałeś jak do mnie przychodziłeś.- przerwałem
-Do świata ludzi? Nie, tak to nie działa. Konieczny jest portal.
Nastała cisza. Nie mam pojęcia co zrobić. Na marne jest szukanie innego czarodzieja, gdyż zakaz przenoszenia się na Ziemię tyczył się całego świata „niezwykłych stworzeń”. No to 2000 przejdą mi koło nosa.
-Kawy, herbaty?- zaproponował mi gospodarz.
-Herbatę poproszę.- uśmiechnąłem się.
Mężczyzna wstał z fotela i powędrował w stronę kuchni. Po chwili wrócił z kubkiem herbaty w ręku i z talerzem ciastek, który lewitował obok niego. Położył wszystko na stół, usiadł z powrotem, gdy nagle podskoczył jak oparzony.
-Już wiem! Pamiętam! Kartka, długopis!- przywołał przedmioty, a one w trybie natychmiastowym przyleciały do niego. Chwycił pióro i zaczął szybko pisać, jakby się bał, że za chwilę znowu w jego pamięci pozostanie pusta dziura. Spokojnie siedziałem i piłem swój napój.- Huf...-odetchną zmęczony pisaniem
-I...?- zapytałem z nadzieją odkładając kubek.
-I trafisz do świata ludzi.- uśmiechną się Teb.
-Jak mam ci dziękować?!
-Spokojnie, spokojnie, jeszcze nie masz za co.- uśmiechnął się.- Choć myślę, że wypad do baru załatwi sprawę.
-Ok.- zaśmiałem się serdecznie, a on odwzajemnił gest.
Świetny z niego facet, może swoje lata ma, ale po nim nie widać. To co on stosuje, powinno być wykorzystywane w tych niby kremach odmładzających. Ma na karku 120 lat, a ciałem (duchem zresztą też) jest 40 latkiem. Zawsze mi pomoże, na co również może liczyć z mojej strony, spokojnie mogę go nazwać przyjacielem.
-To, co dopijamy herbatę i idziemy do pracowni?- zaproponował.
-No jasne!

    Pogawędziliśmy jeszcze trochę, a następnie Teb zaprowadził mnie do swojego „gabinetu”. Wytrwale wędrowaliśmy po długich, krętych schodach, aż dotarliśmy na mały korytarz i przeszliśmy przez pierwsze drzwi na prawo. Znaleźliśmy się w dużym pokoju. Ściany były nagie, przez co ukazywały z czego są zbudowane, tylko tu i ówdzie wisiały mapy, jakieś wykresy roślin, wisiała tam nawet anatomia żaby (?). Na wszystkich półkach stały fiolki z kolorowymi płynami, małe skrzynki, zakurzone pudełka, książki i małe klatki. W samym centrum tego pomieszczenia znajdował się kocioł, obok niego wysoki stół, na którym leżała gruba księga. Jedynym źródłem światła stała się wisząca latarenka oraz dziura robiąca z okno.
-Dobrze zobaczmy, co jest nam potrzebnie...- spojrzał na karteczkę, a ja oparłem się o ścianę.- Pęd pokrzywy, stary ogryzek jabłka, skrzydła motyla, łyżka bagna, perła i iskry z krzemienia. Dobra, wszystko mam!- oznajmił radośnie.- Teraz, trzeba zrobić stelaż. Armin pomożesz mi?
-Tak, tak, co mam robić?- podszedłem do czarodzieja.
-Z drutu musisz zrobić owalny kształt, na twoją wysokość. Tak żeby to stało.- wyjaśnił
-Ok.- przyjąłem i zabrałem się do skręcania owalu o wysokości około metr osiemdziesiąt- przynajmniej mam jakieś zajęcie. Teb w tym czasie szukał składników i rozgrzał jakąś ciecz w kotle. Następnie kolejno wrzucał wszystko do naczynia i powoli mieszał. Kiedy zrobiła się z tego duża klucha, wyciągną ją z kotła na podłogę, a następnie polecił, abym postawił drucianą konstrukcję. Nadział masę na czubek owalu i ostrożnie rozciągał ją, aby pokryła cały kształt. Z małej sakiewki wyciągną garść zielonego pyłu i rzucił go w kierunku swojego dzieła.
- Dobra, masz portal. Od razu jak do niego wejdziesz musisz powiedzieć gdzie chcesz trafić, to koniecznie, bo inaczej wylądujesz na biegunie północnym. No, to odwagi.- ponaglił.
-Czekaj! Jak wrócę z powrotem?- przypomniałem sobie
-Ano, tak! Weź, to.- wcisną mi w dłoń kredę.- Na jakimkolwiek murze, chodniku i tym podobnym narysuj duży łuk, a on przeniesie cię tutaj. No, uważaj tam na siebie, i nie szalej. Pa.- pożegnał się.
-Pa.- rzuciłem i wskoczyłem w maź.

   Zgodnie ze wskazówką Teba, od razu po wejściu głośno i wyraźnie wypowiedziałem dwa słowa: Japonia i Tokio. Wir, w którym obecnie się znajdowałem zmienił kolor i wypluł mnie w mieście. Podniosłem się z tłocznego chodnika i dokładnie rozejrzałem dookoła. Tak, znajdowałem się w Tokio. Kilka osób dziwnie spoglądało w moją stronę, no tak, nie codziennie spotyka się osobę, która ni stąd ni zowąd nagle pojawia się na chodniku. Zignorowałem ich i podszedłem do jakiejś dziewczyny, która wyglądała sympatycznie i zapytałem:
-Jak stąd dojść do Harajuku?- Ej, chwila! Od kiedy mówię po japońsku?! Czyżby to był jakiś plus portalu?
-Właśnie się tam wybieram, to niedaleko. Jak chcesz to możesz iść ze mną.- zaproponowała i uśmiechnęła się miło.
-Jeżeli to nie będzie problem.
-Ależ skąd.- powiedziała radośnie, a ja do niej dołączyłem.
Miała delikatne, lekko okrągłe rysy twarzy o mlecznej cerze. Na niej znajdowała się para, dużych, brązowych oczu, oraz małe, różowe usta. Jej blond włosy były upięte na kok z boku, pozostałą pustą przestrzeń na głowie wypełniała jasnoniebieska czapka. Dziewczyna miała na sobie luźną sukienkę sięgającą do kolan, w również jasnym odcieniu błękitu, a drobne ramiona ogrzewało kawowe bolerko zrobione na drutach. Na stopach zapięte były jasnoróżowe buty na dużej platformie, a i tak ledwo sięgała mi do nosa. Urocze...

    O dziwo nie spędziliśmy tej drogi w ciszy, wesoło rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż doszliśmy do ogromnego łuku z napisem: Takeshita dori.
-Dziękuję, miło było tak pogawędzić.- podziękowałem.
-Nie ma za co! Mnie również było miło. A tak w ogóle to Akaichi Yuki jestem.- uśmiechnęła się promiennie podając mi dłoń. Normalnie pewnie ukłoniłaby się, ale chyba zauważyła, że mam europejskie rysy. Uprzejme z jej strony.
-Armin Laiver.- również się przedstawiłem i uścisnąłem jej drobną dłoń.
-To na razie!- pożegnała się.
-Cześć.- odwzajemniłem się i ruszyłem przed siebie.

      Nie miałem pojęcia, że japonki są takie otwarte, a może ona była wyjątkiem? Nie wiem, ale na pewno lubi poznawać nowe... osoby i była dla mnie naprawdę miła. Takich dziewczyn w moim świeci można na próżno szukać. Wszystkie zamknięte w sobie, chiche i ciągle chodziły w stadach. Dobrze pamiętam... Chwila! Ona nazywała się Yuki Akaichi?! Armin, ty debilu! Nawt nie zuwarzyłam podobieństwa ze zdjęcia! Ech, no cóż. Trzeba innym sposobem ją podejść i zgładzić... Ale, taką śliczną, młodą osóbkę, no aż serce mi się kraje. Po raz pierwszy zdarza mi się rozczulić nad istotą, która stała się moja ofiarą. To nie jest jakiś tam przestępca, morderca, czy też inny menel z Dark Valley, którego od tak można zabić. Muszę coś zrobić, ja jej tak nie zamorduje. Czekaj, chyba mam pewien pomysł...

Mam nadzieję, że jako tako się podobało ^.^
Na to opowiadanie mam pomysły, ale jakoś nie zabieram się za to aby je spisać >.<
Etto... do następnego:
~Kayl

1 komentarz:

  1. O tak, podobało się i to jak!
    Biedny Armin, tak się zagadał...
    Czekam na następną część! I pozdrawaiam

    PS
    W wolnym czasie zapraszam na http://thelastfloweryaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń